23 lip 2018

Skrrrrrótem Asterixie!!! - reaktywacja. Lipiec 2018

Odświeżam formułę "Skrrrrótem Asterixie", by jasno oddzielić krótkie recki od pełnowymiarowych sprawozdań. Zazwyczaj będą się tu pojawiać teksty napisane do działu recenzji w Nowej Fantastyce, być może pojawią się też zajawki na temat przeczytanych opowiadań. Work in progress, pomysł się powoli klaruje. Tymczasem - zapraszam do lektury ;)

GDZIE NIEBO MIENI SIĘ CZERWIENIĄ
Lisa Lueddecke
Tłum. Patryk Gołębiowski.
Wyd. Zielona Sowa, 2018.

Powieść Lisy Lueddecke zapowiada się nieźle – czytelnik wprowadzony zostaje w tajemniczy świat wierzeń pseudoskandynawskich. Jest magicznie, lekko nostalgicznie, a nad losem bohaterów wisi nieuniknione zagrożenie. Na pierwszych kilkunastu stronach można nawet łudzić się, że oto mamy przed sobą niebanalne SF, sprytnie przemycone w historii samotnej wyspy, położonej gdzieś na niegościnnych północnych wodach. Szybko jednak zostajemy sprowadzeni na ziemię otrzymujemy young adult w najbardziej sztampowej i irytującej odmianie.

Dostajemy tu wszystko, co typowe dla prozy skierowanej do tej grupy wiekowej. Nieszczęśliwa i odrzucona społecznie bohaterka, której głównym zadaniem jest użalanie się nad sobą i rozpamiętywanie każdej drobnej nieprzyjemności, jakiej doświadczyła. Wielka tajemnica, zagrożenie, zagłada (do wyboru). Deus ex machina pomagający naszej ofierze losu w końcu zasłużyć na szacunek całego świata. Obowiązkowy wątek romantyczny, naznaczony oczywiście niezbędnym tragizmem. Gdy doda się to tego zero jakiejkolwiek logiki w postępowaniu protagonistki i postaci dalszych planów oraz efekciarskie zakończenie udowadniające, że „tylko ty możesz uratować ludzkość”, otrzymujemy streszczenie „Gdzie niebo mieni się czerwienią”, pozwalające uniknąć wątpliwej przyjemności obcowania z tym dziełem.

Można by podjąć próbę obrony książki wspominając o obecnej w niej genezie wątków nadprzyrodzonych, która wciąż nie jest często spotykana, jednak u Lueddecke elementy te są jedynie pretekstem, na dodatek bardzo nieumiejętnie wplecionym w powieść o klasycznej Mary Sue. Chyba żaden argument nie mógłby zachęcić do lektury kogokolwiek powyżej piętnastego roku życia, bo chociaż powieści utrzymane w określonej konwencji nie są niczym złym, to jednak przydałoby się mieć do czynienia z czymś więcej, niźli tylko chaotycznym zbiorem oklepanych tropów.

ZADRA
Krzysztof Piskorski
Wydawnictwo Literackie, 2018.

Pozycja Krzysztofa Piskorskiego na naszym fantastycznym poletku jest mocno ugruntowana, o czym świadczą nominacje i wygrane w dwóch najważniejszych nagrodach polskiego fandomu. W marcu tego roku „Zadra”, jedna z nagrodzonych książek, doczekała wznowienia łączącego dwa tomy, rozszerzonego i zmienionego przez autora. Wydaje się to być dobrym zagraniem ze strony wydawnictwa, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę niedawny sukces powieści „Czterdzieści i cztery”. Z drugiej strony jednak, jeśli po „Zadrę” sięgnie czytelnik zachwycony wspomnianym tytułem, to może się nieco zawieść, a przynajmniej zwątpić w zasadność wspomnianych wyżej nagród.

Przyjmując jednak, że mamy świadomość tak prozaicznej rzeczy jak chronologia powstawania powieści, nowa edycja opublikowana przez Wydawnictwo Literackie z powodzeniem zapewni nam kilka godzin rozrywki. „Zadra” oferuje bowiem zgrabne połączenie steampunku w wydaniu „powiedzmy-że-nadwiślańskim”, awantury szpiegowskiej, niemalże dobrze napisanego wątku romantycznego i odrobiny toposu Polski jako Chrystusa narodów. W wykonaniu podrzędnego autora mogłaby wyjść z tego totalna katastrofa, jednak Piskorski na tyle sprawnie bawi się wyżej wspomnianymi elementami, że wszystko składa się w opowieść pozwalającą na niczym niezmąconą przyjemność z lektury.

Dodatkowym atutem „Zadry” jest umieszczenie w powieści wielu smaczków historycznych, będących nie lada gratką dla tych, którzy dzieje Europy śledzą z równym zapałem, co nowości na rynku fantastycznym. Wyłapywanie realnych nawiązań i celowych przekłamań sprawia, że prócz dobrej zabawy dostajemy niebagatelną lekcję historii, która mogła się przecież wydarzyć. Rozrywka, która nie nudząc bawi, a jednocześnie czegoś uczy, jest czymś, czego potrzebuje polska fantastyka, a Piskorski pokazuje nam, że jest w tym naprawdę dobry.

Oba teksty ukazały się w kwietniowej Nowej Fantastyce: KLIK!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)