Są w literaturze fantastycznej światy, do których wraca się z przyjemnością, na których kolejne odsłony czeka się z utęsknieniem. Światy porażające rozmachem i malowniczością; dlatego wracamy na Diunę, odwiedzamy Majipoor, rzucamy okiem na zamieszanie w Ankh-Morpork, wędrujemy po Przestrzeni Objawienia i odkrywamy tajemnice Wypalonej Galaktyki. Są to uniwersa rozbudowane, zapełnione mnóstwem ras, bóstw i bytów technologicznych; często na tyle malownicze, że nie sposób po kolejnej lekturze nie zatęsknić za podróżą do któregoś z nich. Trafiają się jednak czasem światy, których w żadnym wypadku nie chcielibyście osobiście odwiedzić, ale w swej literackiej odsłonie posiadają tyle magnetyzmu, że prędzej czy później po prostu się do nich wraca. Takim tworem jest Ramma: jedno z najbardziej przerażających i intrygujących miejsc, jakie dane mi było odwiedzić podczas wędrówek po bezdrożach fantastyki.