Czasem wydaje mi się, że na swoje nieszczęście urodziłam się dobre dwadzieścia lat za późno. Albo też po prostu nie nadążam za światem i obecnymi trendami społecznymi. O ile oderwanie od rzeczywistości w życiu codziennym jakoś specjalnie mi nie przeszkadza, o tyle obserwowanie współczesnej krytyki literackiej wielokrotnie sprawia, że czuję się cokolwiek nieswojo. Sprawa jest o tyle nietypowa, że ze względu na swoją płeć i sytuację życiową powinnam doskonale rozumieć wszelkie ruchy feministyczne i z radością uczestniczyć w przeróżnych równościowych inicjatywach. Tymczasem jedyne co obecnie czuję, to rosnące zażenowanie i pragnienie powrotu do czasów, w których dobra literatura broniła się sama bez konieczności uwzględniania w odpowiednich procentach ras innych niż biała, płci wszelakich i różnych orientacji seksualnych.