Paskudną mamy zimę w tym roku: nie dość, że śniegu jak na lekarstwo, to niczym u Kazika „i zimno i pada i zimno i pada…”, a słońce widujemy jedynie w rzadkich momentach, gdy zła aura na chwilę się zagapi i zapomni zasnuć niebo stalowoszarą warstwą chmur. Taka pogoda nie nastawia do świata szczególnie pozytywnie, ale ma też swoje plusy: pozbawieni możliwości zimowych szaleństw więcej czasu spędzamy w domowych pieleszach, poświęcając się ulubionym stacjonarnym pasjom. U mnie wygląda to tak, że czytam książki. A jeśli nie czytam książek, to czytam o książkach lub, za pośrednictwem Internetu, o książkach rozmawiam. Ktoś pomyślałby, że to całkiem bezpiecznie i spokojne hobby (czy raczej uzależnienie), ale niestety, znów, ludzka głupota skutecznie podniosła mi ciśnienie i sprawiła, że muszę wam trochę pomarudzić.
W poprzednim wpisie odniosłam się do małego zamieszania, jakie wywołała pewna strona na facebooku, przy okazji poruszając temat odbioru i rozumienia klasyków przez szeregowych czytelników. Wywiązała się ciekawa dyskusja, zainteresowanych zapraszam KLIK, a dzisiaj trochę z innej beczki, chociaż w sumie nieco podobnie. By nie przedłużać: kilka dni temu na lubimyczytać.pl ruszył plebiscyt na najlepszą książkę 2015 roku. O zasadności wszelkich plebiscytów nie zamierzam się teraz wypowiadać, bo chyba wszyscy wiemy, że mają się one nijak do jakości literatury. Tym razem poruszyło mnie coś innego, ktoś powiedziałby, że szczegół niewarty uwagi, a jednak nagle podniosło mi się ciśnienie, a na usta zaczęły cisnąć się słowa całkowicie niecenzuralne. Ale od początku: pierwszy był status na facebooku:
Grzecznie i jeszcze w miarę spokojnie zapytałam się szanownego lc o to, od kiedy science fiction przestało być fantastyką. Odpowiedzi „od góry” oczywiście nie dostałam, za to w komentarzach przeczytałam coś, co sprawiło, że od facepalmów aż zabolała mnie twarz:
(zwróćcie uwagę na ilość polubień)
Oczywiście znalazły się dobre dusze, które próbowały wyjaśnić maluczkim o co chodzi z fantastyką-fantasy itp., ale była to misja skazana na porażkę. Będąc świadoma tego, że może być tylko gorzej, kliknęłam w link przekierowujący do rzeczonego plebiscytu i to, co tam zobaczyłam było niczym najgorszy koszmar. Wiecie, ten z tych najstraszniejszych, w których wasze mieszkanie nawiedzają smutni panowie w czerni i konfiskują wszystkie książki. Oto kategorie ułożone przez portal zajmujący się promocją czytelnictwa, w domyśle zatrudniający osoby, które mają wiedzę nieco większą niż standardowy gimnazjalista:
Pogoda paskudna, uciekł mi autobus i na następny muszę czekać pół godziny, obok stoi grupka podchmielonych czterdziestolatek wykrzykujących co drugie słowo najpopularniejszy polski przecinek, a tutaj jeszcze to… Wiecie, głupotę większości społeczeństwa jestem w stanie znieść: ot, dla wielu ambicje już dawno skończyły się na podstawówce i telenowelach. Taki mamy klimat. Ale gdy widzę sytuację, w której piewcy inteligencji, oczytania i szacunku do książek wykazują się tak naprawdę czystą głupotą (lub ignorancją), to nie potrafię obok czegoś takiego przejść obojętnie.
Przecież nawet ja, kilka ładnych lat temu czytająca jedynie fantasy, wiedziałam, że SF to też fantastyka! Tylko głupio myślałam, że na SF jestem(!!!) za głupia. Zmieniła to Diuna KLIK, zmienił to Majipoor, zmienił to Reynolds i od cholery innych nazwisk. I nie, w szkole średniej (czy też podstawowej) nikt nie raczył mi wyłuszczyć czym jest fantastyka i dlaczego w ogóle jest warta uwagi. Ale też na lekcjach biologii nikt nie musiał mi tłumaczyć, że chociaż każdy kot jest ssakiem, to nie każdy ssak jest kotem. To się rozumie samo przez się i jest tak oczywiste, że w tym momencie brak mi porównania do innej oczywistości. SF to fantastyka. Fantasy to fantastyka. Horror to fantastyka. Wszystkie kolejne „nowe gatunki”(new weird itp) to też fantastyka!
Wiem, większość ludzi tego nie zrozumie, ale, na bogów! Jeśli ktoś mianuje się recenzentem, jeśli ktoś uważa się za osobę zaznajomioną z literaturą, jeśli, w końcu(!), ktoś odpowiada za portal zrzeszający tysiące czytelników, to ten ktoś nie może, nie ma prawa popełniać takich błędów! Działając w sposób tak bezmyślny (złośliwy?) włodarze lubimyczytać pogłębiają jedynie powszechną głupotę społeczeństwa. I pokazują smutną prawdę: to, że ktoś czyta nie oznacza, że CZYTA naprawdę. Że miliony czytelników to tylko pochłaniacze papki, nierozróżniający PODSTAWOWYCH pojęć. Ok, miliony nie nauczyły się podstaw w szkole (co jest możliwe patrząc na nasz system edukacji), ale czy rolą portalu promującego czytelnictwo nie powinno być promowanie go w sposób noszący chociaż znamiona sensu?
Tak na sam koniec, w ramach pseudo-podsumowania. Nie ganię ludzi bez wykształcenia(sama nie jestem polonistą ani kulturoznawcą), nie ganię ludzi, którzy czytają bo kochają czytać i robią to totalnie bezrefleksyjnie. Za to wpieniają mnie ludzie, którzy przyczyniają się do wyrastania kolejnych pokoleń idiotów i ignorantów.
Ps2. Michał Stonawski o gatunkach. Wpis zeszłego roku, niestety cały czas aktualny KLIK
Ps3. Coś czuję, że jeszcze wrócę do tego tematu….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)