Początek roku obfituje w mnóstwo przeróżnych wyzwań książkowych: a to ktoś postanawia czytać jedną książkę tygodniowo, inny zamierza przeczytać „tyle, ile ma wzrostu”, są też wyzwania tematyczne czy całkowicie idiotyczne i niedające się przypisać do żadnej z kategorii.
Kiedyś brałam udział w akcji „52 książki”, ale ponieważ czytam i tak nieco więcej, to i zabawa była z tego znikoma. Za to postanowiłam stworzyć sobie listę kilku książek, które chciałabym koniecznie przeczytać w tym roku. Taki strażnik bardziej świadomego doboru kolejnych lektur.
Tytuł chodzi za mną już od zeszłorocznej Nidzicy, a może nawet dłużej. Szczęśliwie nie oglądałam jeszcze filmu, i będę się go wystrzegała do czasu aż nie przeczytam książki
Jeden z moich czytelniczych wyrzutów sumienia, chociaż ciężko jednoznacznie określić dlaczego. Wcześniej nazwisko Atwood było mi zupełnie obce, za to od zeszłego roku ten konkretny tytuł przewija się co jakiś czas a to w sieciach społecznościowych, a to na zaufanych blogach. Czas sprawdzić o co chodzi i o co cały ten szum.
Współczesne KwN mam już przeczytane (prócz ostatniego opublikowanego tomu) i w zeszłym roku postanowiłam skompletować pierwotną serię, wydawaną w latach siedemdziesiątych. Pierwszy tom już za mną, następne też nie będą musiały długo czekać.
Dziwnym trafem po kilu udanych zeszłorocznych podejściach do Lema popłynęłam w inne książki. „Dzienniki…” nawet już nadgryzłam i odłożyłam na później: teraz muszę się za nie zabrać, by „później” nie zamieniło się w „kiedyś”.
„451…” to takie moje must read od dobrych kilku lat. Może wrzucenie tej pozycji na listę sprawi, że w końcu ją przeczytam?
Prozę Silverberga uwielbiam, ostatniego tomu historii z Majipooru nie mogłam się doczekać, ale w końcu jest! Mój egzemplarz niedługo zawita do Chorzowa, a i wam polecam jak najszybciej zaopatrzyć się w własny: nakład jest naprawdę niewielki.
Nie mam pojęcia, co takiego jest w twórczości Strugackich, że nawet gdy mam do czynienia z pozycją pozornie nudną, to i tak prędzej czy później sięgam po coś ich autorstwa. Tytułów nieprzeczytanych na szczęście jeszcze trochę mi pozostało, zatem czas się zmobilizować i nadrabiać zaległości.
Kolejny wyrzut sumienia, tym gorszy, że książka już od ponad pół roku łypie na mnie z półki. Co prawda odrzuca mnie koszmarnie mała czcionka, ale czegóż się nie robi dla literatury!
Tutaj nie będzie konkretnego tytułu: ot takie postanowienie, by poczytać trochę "mainstreamu". Nie żebym była zmęczona konwencją (czasem bywam, ale wtedy ratują mnie stare dobre antologie), po prostu czasem trzeba wyjść z „strefy komfortu”. W zeszłym roku genialnie mi się to udało z Inglotem i Hemingwayem, w 2016 mam chrapkę na więcej, zwłaszcza, że na pewno zaufani podpowiedzą mi kilka tytułów wartych uwagi :)
A jak to wygląda u was? Macie jakieś pozycje, które koniecznie chcecie przeczytać? Czy też idziecie po prostu na żywioł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)