Witam! Po nieco zbyt długim czasie w końcu się odzywam, chociaż nie do końca wiem czy dobrze robię. Ale tak jakoś od miesiąca ciągnęło mnie do napisania kilku słów tutaj (czy też gdziekolwiek w Internetach), a początek Nowego roku dziwnym trafem zmotywował mnie do odezwania się i potwierdzenia, że ciągle żyję. I co więcej – mam coś do powiedzenia. Czy będzie to wartościowe, cokolwiek wnoszące, czy ten tekst w końcu ktokolwiek przeczyta – to już mało mnie obchodzi i jeśli chcecie wiedzieć skąd u mnie takie a nie inne podejście – musicie przebrnąć przez ten raczej długi, ze wszech miar chaotyczny i jak nigdy dotąd – osobisty wpis w Kronikach Nomady? Na przywitanie serwuję wam kota. Koty są podobno dobre na wszystko:
By leniwcom oszczędzić jakże cennego czasu zamieszczam oto plan dzisiejszej epistoły:
- Jak Ruda dała ciała, czyli podsumowanie Eksplorując nieznane i ogłoszenie zwycięzców zeszłorocznej edycji.
- Jak Ruda straciła cierpliwość, czyli dwa zdania o relacji „rzeczywistość kontra pasja.
- Jak Rudej się udało i jednocześnie popieprzyło, czyli czasem lepiej być bezrobotnym.
- Jakich planów Ruda nie robi, czyli bądźmy w końcu realistami.
- Jakie książki Ruda kupiła i co cieszy tą zardzewiałą cholerę, czyli chwalę się biblioteczką.
- Co dalej?.
Od razu zaznaczam: dzisiejszy wpis będzie z gatunku TL;DR, chaotyczny, zapewne najeżony milionem moich osobistych wtrąceń, stylistyki rodem z koszmaru (czy też raczej z pospolitego śląskiego zakładu pracy), zanudzę was kompletnie i zapewne przeczytam ze dwa komentarze na krzyż (z czego jeden będzie mój własny). Ale skoro już mam potrzebę, wręcz przymus wyrzucenia tego wszystkiego, a wy naiwnie wierzycie, że coś z tego bełkotu wyniesiecie – zapraszam i przepraszam. A może wybaczam...?
PS PIERWSZE: ech, a mogłam ten tekst rozbić na sześć wpisów… Leniwa ja…
PS DRUGIE: niby powinnam plan ułożyć bardziej logicznie, zacząć od piewrwszych tłumaczeń a skończyć na narzekaniu, ale tak by było zbyt nudno. Poza tym, kto mi zagwarantuje, że jeśli w połowie wpisu zabiorę się za podsumowanie Eksplorując nieznane i przypadkiem nie zasnę z nosem w klawiaturze? No kto?!?
PS TRZECIE: i tak zasnęłam w połowie pisania...
Zatem zaczynamy!
1. Na początku 2014 roku okazało się, że Fenrir nie ma możliwości prowadzić najbardziej wartosciowewgo wyzwania fantastycznego, z jakim miałam do czynienia. Ponieważ wasza Ruda ambitnie pracowała przy wrzucaniu orzechowych czekoladek do pudełek, wracała z pracy zmęczona w stopniu znośnym, a Internet śmigał mi jak szalony – postanowiłam przejąć wyzwanie (za zgodą pomysłodawcy) i dalej walczyć o zakochanych w nowościach blogerów, pokazywać im, że klasyka gatunku to genialna rzecz. Nie dość, że dobrze i zasadniczo łatwo się to czyta, to na dodatek przepięknie pokazuje jak zmienił się nasz świat i świat literatury fantastycznej.
I na początku wszystko się udawało. Zaczytałam się ponownie w Silverbergu, z prędkością światła zrecenzowałam kilka tomów, a na podstronie poświęconej Eksplorując pojawili się ludzie, wywiązały się dyskusje. Z czasem moja osobista sytuacja nieco się posypała, stały Internet się skończył i zaprzestałam aktualizowania listy opublikowanych w ramach wyzwania recenji. Niektórzy się zniechęcili, (czemu się nie dziwię) inni walczyli niemal do samego końca i czytali, recenzowali… Robili to mądrze, z werwą i czasami kompletnie nie tak, jak ja bym dana książkę odebrała. Ale pisali, ich recenzje czytałam z przyjemnością i cieszyłam się z jeszcze jednej rzeczy: czasem jakaś wyznaniowa recenzja skłoniła kogoś do sięgnięcia po klasykę gatunku. A to już duży sukces.
W czym więc Ruda dała ciała? Prócz zaprzestania oznaczania kolejnych recenzji ( to w sumie było niemożliwe, na telefonie nie da się zrobić wszystkiego,. No i android czasem kłóci się z bloggerem, zwłaszcza, gdy przychodzi do grzebania w podstronach na logu.) to i Ruda sama przestała pisać. Gdy pochłaniałam Silverberga nie chciałam się powtarzać, czytałam powieść za powieścią i odbierałam wszystko jako spójną całość. Ot, nie jest ważne, czy czytam czwarty tom Majipooru czy mnoże „Umierając żyjemy”. Przeczytałam co przeczytałam, i w sumie też przez wyzwanie nie napisałam ani słowa więcej. Dlaczego? Cóż, uświadomiłam sobie, że mimo mych najlepszych chęci nigdy nie ogarnę wszystkich nawiązań, wszystkich kontekstów i tym samym zaliczę się do grona blogerek piszących o czymś, o czym nie mają pojęcia. Jakże często jest mi wstyd, gdy czytając czyjąś wypowiedź tekst (niekoniecznie na blogu) uświadamiam sobie, jak wiele błędów i czystych głupot zamieściłam w swojej recenzji. I ten wstyd spowodował, że postanowiłam milczeć. Jak komuś słoma z butów wystaje, to i mądre słówka nie zrównają pasjonata z profesjonalistą. I to mnie trochę boli, ale to inna para kaloszy, bo i trochę moja wina (trzeba było lektury czytać w odpowiedniej kolejności, a nie sobie wybierać!!!). Oczywiście klasykę czytam i czytać będę. Na TK Katowice nabyłam z dziesięć książek z listy Eksplorując Nieznane. Przeczytam, będę miała frajdę, ale recenzji raczej nie napiszę. Prędzej podsumowanie kilku tytułów…
Koniec marudzenia, czas na wyniki wyzwania:
Miejsce pierwsze, niezaprzeczalnie i bez cienia sprzeciwu zajęła Fraa Farara. O ile dobrze zliczyłam, to ta niesamowita kobieta zrecenzowała aż 18 pozycji! Chętnych lektury zapraszam na blog Kawiarka ZaFraapowana (klik!), tam znajdziecie w tagach „Eksplorując nieznane”.
Miejsce drugie wypisał sobie Karol Zdechlik, znany nam z http://okurdejakiadresbloganojaniemoge.blogspot.com/
Miejsce trzecie, przewagą jednej recenzji, zdobyła Agnieszka Hoffmann: tłumacz, Gloger i wymagający czytelnik. Jej recenzje przeczytacie tutaj: http://krimifantamania.blogspot.com/
Zwycięzcy proszeni są o kontrakt na adres silaqui86@gmail.com. W tytule proszę o dopisanie „Eksplorując nieznane” – Czekaja na was nagrody, baaardzo fajne nagrody, ale wpierw muszę się z wami dogadać ^^
Jeśli złośliwi bogowie pozwolą, to i Wam, drodzy czytelnicy przedstawię listę wyznaniowych recenzji. Podstrona wyznaniowa nie zostanie skasowana – niech będzie wskazówką dla tych, którzy chcą czytać dobrą fantastykę. Nie bójcie się kopiować owej listy i polecać znajomym – byle tylko wspomnieć, że to Fenrir wymyślił, posiłkował się listą Sedeńki, a Ruda przez rok trzymała na blogu…
2. Dawno, dawno temu, Ruda zaczęła obie pisać o książkach. Zaczęła to robić z durnego niezadowolenia serwisem Lubimyczytac.pl. Nie było tam możliwości pogadania pod tekstem (do dzisiaj nie ma), a rekomendacje były wzięte z kosmosu (bu przypadkiem nie użyć „z dupy wzięte”). No i Ruda, widząc blogi kilku fajnych ludzi postanowiła, że sama też zacznie. Z prostego powodu: w tamtych czasach byłam sobie samotną matką żyjącą z i na koszt rodziców. Wszystkie historyczne i sensacyjne książki mojego taty dawno już przeczytałam (Grzesiuk!!!!), a że zakochałam się w fantastyce, to musiałam gdzieś wylewać swoje zachwyty. I to sobie trwało, blog prosperował, nawiązały się współprace z wydawnictwami (krótkotrwałe, bo albo wydawnictwo padło, albo przestało wydawać dobrą fantastykę) i z portalami… i niby nadal było fajnie, nawet lepiej niż wcześniej.
Tylko pojawił się jeden, zasadniczy i ze wszech miar irytujący i dobijający problem. Nikt, poza Wami, moimi czytelnikami, nie doceniał, nie rozumiał mojej pasji. Podstawowym pytaniem, które słyszę od czterech lat jest „Ile ci płacą, czy z tego się utrzymasz”. Gdy tłumaczę, że takiego Sheparda czy Howarda nigdy bym nie kupiła, a dostaję go by dla własnej przyjemności przeczytać i napisać te pięć tysięcy znaków recenzji, to nadal jest za mało. Może Wy macie szczęście i w realu spotykacie ludzi, którzy wielbią dobry warsztat autora i nowatorskie pomysły. Mnie los pchnął w ramiona świata niemal pozbawionego literatury, a wszystko, co się robi musi nieść z sobą zysk.
Mam mądrych i czytających książki rodziców. Brat też czyta, a nawet ma więcej Pratchetta w swojej biblioteczce niż ja. A jednak, mimo tego, co z ŚBK zrobiliśmy, mimo pochwał i dyskusji pod moimi linkami, wszyscy z mojego otoczenia mają moja działalność głęboko w dupie. Liczy się, bym pracowała, zajmowała się dzieckiem i przypadkiem nie miała większych ambicji. Wiem, że ludzie krytykujący moje pisanie zaliczają się do tych, którzy 90% mojej wypowiedzi nie są w stanie zrozumieć. tylko, po co mi ciągle powtarzać, że na tym nie zarobię?!? Że to nic nie wnosi?!?
Powiecie: „olej to, i rób swoje”. Ale tak się nie da. Gdy wiesz, że jesteś w czymś dobry, a rzeczywistość ciągle mówi ci, że gówno to wszystko warte, i powtarza ten tekst przez cztery lata, to zaczynasz w to kłamstwo wierzyć. I ja chyba uwierzyłam. Uwierzyłam, że praca, dziecko i nuda są moim obowiązkiem. Walczyłam z tym i starałam się pisać, ale w zeszłym roku złożyłam broń. NIKT z moich bliskich nie czytał tego, co napisałam (no, może prócz najmłodszego brata ^^). Jedyne pytania, jakie słyszałam dotyczyły hipotetycznego zysku z pisania. No i miałam dość… zwłaszcza, że by pisać musiałam te kilka godzin przed komputerem spędzić. A to już niemal grzech, w końcu wieczór wypada spędzić wpatrując się w telewizor… Smutne to…
3. W lipcu zeszłego roku zaczęłam pracować jako młodszy introligator w Cud Druk Ruda Śląska. Praca fajna, ciężka fizycznie, wymagająca dokładności i zdolności manualnych. Czyli coś całkowicie dla mnie! W końcu umowa o pracę na dłużej niż tydzień, najniższa krajowa zagwarantowana i wypłacana na czas. Ludzie mniej złośliwi niż w poprzedniej firmie, praca z książką od podstaw. No cudo totalne! Ruda zaczęła co miesiąc kupować książki, wydawać na nie nawet 100 zł. Biblioteczka rosła, dziecię rosło, a czasu i sił zaczęło ubywać. Kilka dni temu policzyłam i wyszło mi, że od lipca zeszłego roku aż dwa razy spałam więcej niż pięć godzin w ciągu doby. Wieczne zmęczenie, brak snu i postępujące zidiocenie. Gdy przez ponad pół roku dzień w dzień słuchasz z przymusu dico polo, nie odzywasz się słowem, bo nie masz o czym gadać (a jak już gadasz, to tylko o pierdołach), to z czasem sam zapominasz słów, zapominasz jak poprawnie formułować zdanie. Praca z jednej strony daje mi możliwości, ale i mnie ogłupia. Mam do napisania recenzję trzeciego tomu autorstwa niejakiego Coobleya. I choć wiem CO należy w tekście umieścić, to zaczyna mi brakować słów. I to nie takich bardzo trudnych – znalezienie w głowie prostego synonimu kończy się porażką i muszę uruchamiać Google. O prawidłowym stosowaniu związków frazeologicznych wolę nie wspominać, bo wstyd…
3. W lipcu zeszłego roku zaczęłam pracować jako młodszy introligator w Cud Druk Ruda Śląska. Praca fajna, ciężka fizycznie, wymagająca dokładności i zdolności manualnych. Czyli coś całkowicie dla mnie! W końcu umowa o pracę na dłużej niż tydzień, najniższa krajowa zagwarantowana i wypłacana na czas. Ludzie mniej złośliwi niż w poprzedniej firmie, praca z książką od podstaw. No cudo totalne! Ruda zaczęła co miesiąc kupować książki, wydawać na nie nawet 100 zł. Biblioteczka rosła, dziecię rosło, a czasu i sił zaczęło ubywać. Kilka dni temu policzyłam i wyszło mi, że od lipca zeszłego roku aż dwa razy spałam więcej niż pięć godzin w ciągu doby. Wieczne zmęczenie, brak snu i postępujące zidiocenie. Gdy przez ponad pół roku dzień w dzień słuchasz z przymusu dico polo, nie odzywasz się słowem, bo nie masz o czym gadać (a jak już gadasz, to tylko o pierdołach), to z czasem sam zapominasz słów, zapominasz jak poprawnie formułować zdanie. Praca z jednej strony daje mi możliwości, ale i mnie ogłupia. Mam do napisania recenzję trzeciego tomu autorstwa niejakiego Coobleya. I choć wiem CO należy w tekście umieścić, to zaczyna mi brakować słów. I to nie takich bardzo trudnych – znalezienie w głowie prostego synonimu kończy się porażką i muszę uruchamiać Google. O prawidłowym stosowaniu związków frazeologicznych wolę nie wspominać, bo wstyd…
Rozmawiam z ludźmi, ale tylko o rzeczach przyziemnych. Kilka razy zdarzyło mi się zapomnieć i zacząć gadać o książkach, ale wyszedł z tego emocjonalny monolog. Niby mam możliwość spotykania się z ŚBKami, ale w praktyce tej możliwości nie ma – jestem po prostu za bardzo zmęczona, by targać się z Lusią po Śląsku i szukać towarzystwa do rozmowy o literaturze.
Niby znająca fantastykę, zakochana w tej wymagającej jej odmianie, a jednak wiedząca, że WIE za mało. Nosz Kuźwa!
A dzisiaj wygląda to tak:
Półka pierwsza, niemal w całości zapełniona przeróżnymi antologiami i przez to zaliczająca się do moich ulubionych:
Półka pierwsza, niemal w całości zapełniona przeróżnymi antologiami i przez to zaliczająca się do moich ulubionych:
Diuna i kilka różności:
Kolejne różności, ale przynajmniej w kolejności alfabetycznej:
Sacrum i profanum, czyli Watts, VanderMeer i Ziemiański:
Moje skarby, czyli Majipoor (i Zelazny na dokładkę):
Oczywiście Powergraph :)
I na sam koniec Almaz z Magiem:
6. Co dalej? Chyba nic konkretnego. Staram się wrócić do ludzi, powoli udzielam się na Facebooku (a wierzcie mi, gdy człowiek nie pisze nic przez kilka miesięcy, to później ciężko się ot tak wstrzelić w te wszystkie dyskusje), mam nadzieję wspierać Śląskich Blogerów Książkowych, którzy w tym roku złapali drugi oddech i mają poważne plany. Jeszcze będzie o nich głośno, serio serio! Ruda jako recenzent chyba się skończyła: ten blog zaczynał jako pamiętnik i kończy się maksymalnie osobistym i smutnym wpisem. Szkoda, żałuję, że tak to się wszystko poukładało, ale chyba muszę złożyć na jakiś czas broń i przestać walczyć z całym światem.
To by było na tyle. Koniec i bomba, kto nie czytał ten trąba
Smuteczek :(
OdpowiedzUsuńI mam wielką ochotę odnieść się do punktu 3, bo dokładnie wiem co czujesz. Niestety ja mam to szczęście, że mieszkam w UK, i tutaj nie mam nawet takich ŚBK, z którymi można byłoby się spotkać ;) I też prowadzę tak bardzo nijakie rozmowy, które w pisaniu nie pomagają (nie tylko blogowym). Ale ja się zawzięłam. Na przekór codzienności zmuszam się do pisania, nawet jak czasami idzie mi to kiepsko (dlatego zawsze możesz czasami zajrzeć na https://iwonamagdalena.wordpress.com/ ), bo inaczej cofnę się całkiem do poziomu nastolatki wzdychającej do bliźniaków z "M jak miłość"... całe szczęście nie mam TV, a nawet jak bym miała, to nigdy nie przywiozłabym sobie polskiej telewizji do Anglii.
Będzie mi brakowało Twoich tekstów. Na moich oczach tak bardzo się rozwinęłaś :) I byłam z Ciebie dumna. Mam nadzieję, że czasami jeszcze coś napiszesz, nie znikniesz całkiem.
Pozdrawiam ciepło
Iwona
U mnie owo "cofanie się" już nastąpiło, a gdy zdałam sobie z teego sprawę to stwierdziłam, że nie byłoby fajne serwować ludziom coś, co nie jest na odpowiednim poziomie.
UsuńHeh, pamiętam nasze przejścia z korektą na samym początku ^^
Chciałabym zapewnić, że nie zniknę całkowicie (w sumie dwie recenzje na pewno się pojawią, bo to te dla fantasty), ale wolę nic nie obiecywać...
Dziękuję za miłe słowa.A Twój blog muszę w końcu dodać do feedly, bo dziwnym trafem jeszcze go tam nie mam :)
Przeczytałam całość, hoho, ależ Ci się ulało. Ale dobrze.
OdpowiedzUsuńNajbardziej zasmuciło mnie wiesz co? Że nie masz w otoczeniu z kim pogadać o literaturze. Serio serio. Mnie by było trudno bez takich rozmów, chociaż też w sumie nie jest ich tak wiele, ale: są ŚBK, są biblionetkowicze, jest moja mama, jest wychowawczyni Krzysia, która prosi o druk recenzji na gazetkę do zerówki, jest w końcu pani surdopedagog prowadząca Mariankę - bardzo chwali pomysł na bloga. Mam chyba farta. Więc wiesz co? Dawaj znać częściej, jak tylko będę mogła, służę pomocą w dotarciu choćby na spotkania te nasze. Dobrze?
I po drugie - widać, że czasowo nie wyrabiasz, więc nie sil się na to, żeby ogarnąć wszystko na 100%, bo się zajedziesz. Czytaj dla przyjemności. Pisanie może poczekać.
:)
Zasadniczo to tylko połowa tego, co chciałam napisać, ale istnieje pewna granica prywatności, której nie chcę przekraczać. chociaż może powinnam?
UsuńWiesz mam w pracy jedną koleżankę, która sobie poczytuje, poratowała mnie nawet ostatnio audiobookiem, ale brakuje mi dyskusji o fantastyyce takiej, jaką ja kocham.
z drugiej strony, czytających klasykę czy science fiction w ogole jest mało w naszym kraju, więc może zbyt wiele wymagam od życia?
Dotrzeć na spotkanie to jedno - czasem się zastanawiam, czy ja nie mam po prostu coraz większej alergii na ludzi...
Czytać czytam, i czytała będę - gdyby nie czytanie to już dawno pogrążyłabym się w odmętach depresji...
Głowa do góry! Rzeczywistość jest twarda, chropowata, bardzo okrutna, a większość ludzi z otoczenia tylko czeka na oznaki słabości, by z mściwą satysfakcją móc Ci dołożyć i jeszcze mocniej Cię zdołować, ale zawsze można uciec od tej szarej brei, zanurzając się, chociaż na chwilę, w jakieś ukochanej lekturze :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci powodzenia i szczęścia w życiu oraz tego, aby zawsze znalazł się koło Ciebie ktoś, kto będzie potrafił wzbudzić uśmiech na Twojej twarzy. Blog zawiesza działalność, ale na tym świecie nic oprócz śmierci nie jest nieodwołalne. Może przyjdą jeszcze lepsze dni, kiedy wrócą zarówno chęci jak i możliwości do blogowania i recenzowania. Szczerze Ci tego życzę!
wiem toi wszystko, w końcu nie żyję na tym swiecie od wczoraj, dużo (jak na 28 lat) przeszłam i wydawało mi się, że wyrobiłam w sobie "twarde posladki" Jak już napisałam w odpowiedzi na komentarz Agnes: ucieczka w lekturę ratuje mi życie. i to od dobrych 22 lat ^^
UsuńDziękuję za miłe słowa, oby Twoje życzenia się pełniły. i to jak najszybciej. Bo naprawdę naprawdę brakuje mi blogowania i zamęczania ludzi swoimi mniej lub bardziej sensownymi wywodami.
Jak chyba nigdy się nie odzywałam, tylko milcząco pochłaniałam teksty, tak teraz mam potrzebę odezwania się. Życzę poukładania, uspokojenia, spowolnienia i powrotu chęci. I wierzę, że jeszcze kiedyś będę Cię czytać. Może na papierze? (:
OdpowiedzUsuńNa papierze? oj redaktor i korekta mieliby duuużo do roboty ^^
UsuńDziękuję za miłe słowa, to takie światełko w tej ciemnej (_._), w jakiej jestem obecnie...
Miały być dwa komentarze, a ja piszę piąty:D Dwukrotnie zostałem wymieniony w tym tekście. Ostatnio jak oprowadzałem nowego pracownika po księgarni i nawiązała się rozmowa na temat książek fantastycznych to też chwaliłem się, że mam Siostrę, która prowadzi całkiem nieźle prosperujący blog recenzencki. Tak przy okazji: kto z nas pierwszy zaczął czytać fantastykę ? :D
OdpowiedzUsuńMoże nie byłem stałym czytelnikiem, ale zaglądałem i recenzja książki Nieśmiertelność zabije nas wszystkich sprawiła, że stoi na ( o ile mniej rozbudowanej) półeczce do przeczytania.
Co do planowania powrotu czy też nie do blogowania: never say never.
Przed blogiem pamiętnikowym o ile pamiętam były opowiadania o wampirach, które całkiem nieźle się czytało.
Trzymaj się Siostra :D
PS. Jeśli komentarz się zdublował to go skasuj :)
oj, było trzeba wydrukować sobie zakładki z adresem bloga - wciskałbyś je klientom księgarni i moje statystyki by szaaalały.
Usuńu mnie poczytywanie fantastyki zaczęło się od Pożyczalskich w podstawówce. a tak na serio: od Carrolla i Pratchetta w liceum (bo Margit Sandemo i Harry Potter w gimnazjum się nie liczy ^^). A kiesy Ty zaczynałeś? pamiętam, że gdy rodzice mieszkali już w Runowie, to czytałam Twoje książki z Fabryki Słów. Chyba Kossakowską???
Przyznam szczerze - recka "Nieśmiertelności" do dzisiaj jest jedną z moich ulubionych.
Ps. opowiadania o wampirach? kurczę, o tym kompletnie nie pamiętam ^^
Trzymam się, jakoś się trzymam.
buziaki :)
Ale Super Brat! :)
OdpowiedzUsuńMoże nie uwierzysz, ale do dziś pamiętam gdzie i kiedy czytałam na telefonie recenzję wspomnianej wyżej książki Nieśmiertelność zabije nas wszystkich. To chyba była jeden z pierwszych tekstów czytanych tutaj. Na mojej półce też teraz Magary też stoi.
Dziękuję za wiele ciekawych tekstów, przykro mi, że jest teraz tak ciężko, życzę odpoczynku, dystansu i siły do ujarzmiania codzienności.
Bardzo serdecznie pozdrawiam!
A pomyśleć, że kiedyś z bratem toczyliśmy poważne wojny...
UsuńHa! Prószyński powinien odpalić mi parę złociszy za tak dobre polecenie czytelnikom Magarego ^^
Cieszę się, że moje teksty się podobały i zachęcały do sięgania po dobrą (w moim mniemaniu) literaturę. Takie komentarze jak Twój troszkę przywracają mi wiarę w ludzi.
dziękuję i oby było tak jak piszesz.
Pozdrawiam!
NIE, NIEEE, NIEEEEE, to nie był ten most. Ten panie producencie. NIEEEEEE, ja się nie zgadzam (choć wiem w co se mogę moją niezgodę wsadzić). Kto mi teraz pomoże, komu będę pisał o literówkach (z przyjemnością czytając tekst raz po raz) i kto weźmie udział w konkursie, który na dniach, a do wzięcia nieco staroci SF tylko. Wiedźmo nie rób mi tego. Lc poszło na manowce goniąc li tylko za kasą, teraz Ty się wycofujesz, Fenrira czytać nie mogę bo to bufon i pyszałek, samego siebie mam dość na co dzień, ech. Mam nadzieję, że jednak nie dasz rady wytrzymać bez bloga i bez nas i wrócisz, ja będę czekał.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że jesteś odbiorcą bloga, którego stawiałam za wzór podczas zeszłorocznych Targów Książki w Katowicach? Nikt mi tak tekstów dokładnie nie prześwietlał jak Ty :)
UsuńJeśli starocie będą smakowite, to założę fałszywe konto i będę walczyć. staroci nigdy za wiele (co chyba widać po mojej biblioteczce ;p)
Ja już nie wytrzymuję bez bloga, ale co zrobisz? no nic nie zrobisz.
ps. dwie recenzje jeszcze na pewno będą: Fantasta zobowiązuje :P
Hmmm... no i co ja mam napisać? Że szkoda? Pewnie, że tak... Że liczę, iż kiedyś jeszcze wrócisz do pisania? To oczywiste... Że widziałem w Twoim pisaniu potencjał i doceniam to w jakim kierunku się rozwinęło? No, to akurat warto przyznać publicznie. Podobnie jak podziękować za miłe słowa o moim pisaniu. Ale tak to już jest, że życie czasem weryfikuje nasz chęci i plany i na tym poletku - wśród osób, które czytają i piszą po prostu z pasji (nie dla kasy, czytelników, z chęci "wyrobienia się" czy w sumie jakiejkolwiek innej) - priorytety są w sumie dość łatwe do ustalenia. Życzę Ci zatem przede wszystkim jednego: żebyś czuła się spełniona - cokolwiek będziesz robić, żebyś znalazła się w takim miejscu, czasie i okolicznościach, żebyś mogła pozwolić sobie na komfort robienia tego, co do wyzej wymienionego spełnienia Cię doprowadzi bez konieczności pójścia na kompromisy z rzeczywistością. Myślę, że to bardzo dużo. No i dzięki, że kiedyś tam zgodziłaś się przyjąć moje zaproszenie do współpracy w Fantaście ;)
OdpowiedzUsuńWiesz co jest najzabawniejsze? Gdy pracowałam, zajmowałam się Małą Rudą i obłożnie chorą babcią miałam w sobie więcej sił na prowadzenie bloga niż teraz, gdy babci już nie ma. Co jest tego powodem? O tym już pewnie musiał by wypowiedzieć się ktoś bardziej ogarnięty w pokręconej ludzkiej psychice.
UsuńDziękuję, i za miłe słowa o moim pisaniu, i za dobre słowo "na przyszłość".
Los się kiedys musi odmienić, a ja zamierzam, w miarę możliwości, trochę mu pomóc.
ten wpis to jeden z kilku drobnych kroczków, jakie sobie zaplanowałam, by wrócić do świata żywych. Skoro wyprodukowałam tyyyyle słów mimo niechęci do klikania w klawiaturę, to i może następne też jakoś się powiodą?
Ps. A ja dziękuję za zaproszenie do Fantasty: nawet nie wiesz (albo i wiesz) jak wiele ta współpraca mi dała :)
Och, przykro patrzeć, jak wykruszają się kolejni blogerzy, których czytałam.:(
OdpowiedzUsuńCóż, szkoda. Powiem tylko, że ja mam łatwiej - jestem na tyle aspołeczna, ze poza domownikami i chyba jeszcze czterema osobami nikt z moich znajomych z reala nie wie o moim blogu. Wystarczą mi ci z internetów. Dzięki temu pytania o to, ile na blogu zarabiam (tudzież na rękodziele) padają rzadziej.
Mam nadzieję, że jednak wrócisz do życia, także blogowego. Będę trzymać kciuki, tak czy inaczej.:)
Zasadniczo od czasów gimnazjum powtarzano mi, że i ze mnie aspołeczny typ, tylko ja chyba z takich, co od ludzi stronią, chociaż ich do ludzi ciągnie :P
UsuńNo właśnie Ci,co są najbliżej jakoś nie dodają skrzydeł tylko je podcinają.
Trzymaj, trzymaj, może to coś da :)
Cieszę się z tak wysokiego miejsca, napiszę Ci maila jak znajdę chwilkę czasu. ;d
OdpowiedzUsuńPoza tym, cóż, poniekąd rozumiem decyzję o zaprzestaniu prowadzenia bloga. Sam odkąd skończyłem studia i poszedłem do pracy mam dużo mniej czasu i ochoty na to. A jak nawet mam ochotę coś popisać, to coś własnego, niż recenzje.
Ale jakby co, to wracaj śmiało. :)
Cieszę się, że Ty się cieszysz :) Miejsce jak najbardziej zasłużone :)
UsuńHeh, to do pracy dodaj jeszcze całkowicie absorbującą uwagę szaloną pięciolatkę - to dopiero przeszkoda w prowadzeniu bloga. Przeszkoda w takim sensie, że po dniu w pracy i popołudniu z dzieckiem nie ma się kompletnie sił. Nic a nic.
Zazwyczaj wygląda to tak, że dopiero o 20.30 mam okazję złapać oddech. a jak już go złapię, to okazuje się, że nie mam sił na nic poza tym. Teraz jestem w wyjątkowej sytuacji: Mała Ruda powędrowała na Pomorze by z dziadkami spędzić ferie zimowe. i Duża Ruda po pracy łapie godzinę - dwie snu, dzięki czemu ma siłę na stukanie w klawiaturę :)
Jesli wrócę (ale tak na serio, natepnych dwóch recenzji nie liczę do powrotów, bo to zaległe rzeczy dla portalu) to na pewno dam znać :)
TL;DR LOL
OdpowiedzUsuńNie no, żartuję oczywiście (przy okazji wygooglowałam co ten skrót znaczy, bo jestem człowiekiem dziewiętnastowiecznym, nawet smartfona nie mam, he he).
Oj, wiem jak to jest nie móc z kim podzielić się tym, że czytasz i coś tam wiesz - moje liceum (niby-plastyczne-a-tak-naprawdę-ceramiczne-w-sensie-sanitarnym) przebiegało mi właśnie pod takim kątem. Moja mam czyta więcej niż ja, ale teraz mieszkam z rodzicami męża, a oni do książek jakoś nie ten tego. Na mnie jak na kosmitę i wyrodną matkę, bo przecież czas poświęcony na lekturę mogę wykorzystać dla dziecka, ech... No, ale dzięki mnie, mój synek garnie się do liter i robi to z przyjemnością. I zawsze "ma poczytane".
A ja na dodatek czytam literaturę mało popularną. no koszmar kompletny.
UsuńCo do tego czasu poświęconego na lekturę - ja już się nauczyłam czytać wieczorami, podczas gotowania, o 4.30 kiedy piję kawę przed pracą... Długi czas przy Lusi nie dało się czytać, zbytnio ją te moje książki interesowały, teraz czasem udaje mi się kawałek ebooka łyknąć. No i mam takie szczęście, że mała lubi bawić się czasem sama: wtedy siadam i pochłaniam książki.
Czytania jakoś mi nikt nie wypomina, bardziej siedzenia przed kompem i klepania recenzji.
w sumie się nie dziwie: mój Adam nagrał filmik w czasie, gdy pisałam ten tekst. dziwnym trafem moja mina gdy się skupiam nie wygląda zbyt... pozytywnie. A skwaszona kobieta raczej nie nastraja pozytywnie domowników :PPP
Moja córa nie wyobraża sobie wieczoru bez wspólnego czytania, z zapałem przepisuje literki i powoli uczy się samodzielnie pisać wyrazy (prócz swojego i naszych imion, słów typu "tata", "mama" itp, bo to już potrafi. A ma ledwo 5 lat i dwa miesiące ^^
Jakbyś potrzebowała kopa w tyłek, aby otrzymać zastrzyk energii, to daj znać, jestem z Bytomia, pracuję w Chorzowie, także jestem pod ręką. ;)
OdpowiedzUsuńPisanie recenzji trudna sprawa - jak się jest z drugiej strony barykady, to człowiek myśli całkiem inaczej - nawet jeśli pisane z pasji, nie dla wydawnictw. Są gorsze i lepsze momenty. Najważniejsze byś dalej czytała i czerpała z tego przyjemność, bo to Twoja pasja, której nie można zaprzestać przez to, że nie ma się poparcia wśród najbliższych. To Twoje życie i Ty się masz nim cieszyć. A recenzowanie może kiedyś znowu wróci. Pozdrawiam
PS: Fajna kolekcja. Tej Diuny, Majipooru i Welinu zazdroszczę, bo nie mam. ;)
Ja jestem raczej z tych, którzy potrzebują pozytywnych wzmocnień, kopy w tyłek sprawiają, że idę w zaparte. Ot, taka przewrotna natura :)
UsuńA czy szanowne Ciacho udziela się w Śląskich Blogerach Książkowych? Jeśli nie, to zapraszam serdecznie, jeśli tak to przepraszam za bycie gapą :)
Czytać będę, choćby mieli mnie za to biczować - to jeden z dwóch nałogów, których nie dam sobie odebrać. Nigdy.
Co do Diuny: kolekcjonowałam prze rok: pioerwszy tom dostałam na urodziny, kolejne kupowałam średnio co dwa miesiące, gdy tylko moja wypłata przekraczała pewną określoną wcześniej kwotę. A jeden tom udało mi się dorwać na Allegro za całe 17zł! Majipoor za to kupiłam za pierwszą wypłatę z mojej nowej pracy: tak w ramach świętowania :)
A Welin dorwałam za 40 zł w czasach, gdy na Allegro sprzedawali za 100 i więcej :))
A, to jeśli chodzi o pozytywne wzmocnienia, to już zdaje się trochę ich tutaj złapałaś, w tym temacie. Widzę, że od tego czasu pojawiły się mimo wszystko nowe recki, więc jest dobrze. :)
UsuńNie, nie udzielam się na ŚBK. Zastanawiałem się na ostatnich targach, czy by nie pojawić się na tym spotkaniu grupy, które było bodaj jako otwierające imprezę w sobotę, ale ostatecznie jakoś się tam nie pojawiłem.
Pewnie. To jeden z takich nałogów, które warto stale utrzymywać. :)
No to ładnie Ci się udało nazbierać,i to po bardzo dobrych cenach. Czasem się uda, ale trzeba często na allegro zaglądać i mieć szczęście. Ja, niestety, ile razy bym nie zaglądał i tak pojawi się okazja, kiedy mnie tam nie ma, więc lipa. :) Ale są za to inne skarby u mnie na półce, które czekają na swoją kolej, że wspomnę tylko "Lód" Dukaja, za który się zabrać nie potrafię. :)
Złapałam, i to bardzo dużo. Spodziewałam się ciszy pod wpisem, bo blog umarł już dawno, a tu taka niespodzianka :)
Usuńdołącz do grupy na facebooku: to grupa zamknięta, mają ludziska milion pomysłów a świeża krew się przyda. nie ma przymusu spotykania się: ja sama rzadko bywam na spotkaniach bo czas i finanse zazwyczaj na to nie pozwalają.
co do allegro: ostatni gapa ja nie ustawiłam powiadomienia sms o kończeniu aukcji i trzy tomy Świata dysku przepadły za śmieszne pieniądze :(
Widzisz... Blogowanie dla kasy to nie blogowanie. Pisanie recenzji za kasę od producenta (czy w tym przypadku wydawcy) to robota w reklamie. Kiedy pisałam recki zawodowo, rozliczałam się zawsze z pismem, nigdy z wydawcą książki. Prawo prasowe wymaga, by tekst sponsorowany oznaczać. Ja wiem, że blogerzy mają w rzyci prawo prasowe, ale uczciwości mogliby tam nie trzymać. :)
OdpowiedzUsuńDlatego nie miej kompleksów, że nie zarabiasz na blogu. Nie o to w blogowaniu chodzi. Chodzi o to, żeby dzielić się pasją.
Powodzenia. :*
Ja to rozumiem, Ty to rozumiesz, ale zwykli ludzie (i 80% recenzentów) chyba nie pojmuje jak to wszystko działa. Podczas jeden z dyskusji o książkowym blogowaniu tłumaczyłam, że jeśli wydawca będzie mi płacił za recenzję, to nie będzie szansy na recenzję obiektywną, to będzie musiał być pean pochwalny. Żaden przedsiębiorca nie będzie finansował tekstów mieszających jego produkt z błotem. A przecież o książkach piszę (pisałam) z pasji, nie dla zysku.
UsuńMimo tego wszystkiego jakoś boli mnie (zawsze bolał i teraz to się nawarstwiło)fakt, że ludzie oczekują ode mnie tylko "namacalnych wyników. tylko dziwnym trafem nie jest dla nich namacalnym wzrost liczby książek w mojej biblioteczce. ot, paradoks.
Dziękuję :*
Hm. Im dłużej myślę o tym co napisałaś, tym bardziej nie zgadza mi się 1. i 2. (albo zgadza aż za mocno, hm).
OdpowiedzUsuńZ jednej strony boli Cię, że otoczenie oczekuje, że - zamiast pasjonatką - będziesz (zarabiającą) profesjonalistką. Napisałaś też, że recenzje pisane dla pieniędzy nigdy nie będą obiektywne.
Z drugiej - sama od siebie oczekujesz, że będziesz... profesjonalistką. No, bo jak rozumieć: "nigdy nie ogarnę wszystkich nawiązań, wszystkich kontekstów i tym samym zaliczę się do grona blogerek piszących o czymś, o czym nie mają pojęcia"?
Czemu tak? Przecież nie da się tego osiągnąć nie zajmując się tym stale, nawet jeśli nie zawodowo, to "na pełny etat".
(Zresztą mam wrażenie, że takie postawienie sprawy już gdzieś czytałem i... nadal się z nim nie zgadzam. Pewnie, fajnie przeczytać recenzję kogoś, kto te smaczki ogarnia /byle nie za często - potem się zastanawiam czemu ja tego nie wiem i jakoś humoru mi to nie poprawia ;) /. Ale to nie jest to, czego oczekuje czytając blog. Tu interesuje mnie raczej reakcja na lekturę, na świat jaki autor stworzył. Co myśli bloger /i dlaczego co innego niż ja ;) /. Przeżycia. Opinie. Pasja. Owszem, zgadzam się - jakiś poziom trzymać trzeba - lepiej nie pisać, że Tolkien wzorował się na współczesnym autorze. Ale nie wychwycenie jakichś odniesień do klasyki? Nie, to nie jest problem. A nawet gdyby był, to dla mnie - może powinienem czytać kogoś innego. W życiu by mi nie przyszło do głowy, że to problem blogera.)
Wszystko zalezy od tego, czego sami oczekujemy od czytanych recenzji. "Przeżycia. Opinie. Pasja" - owszem, to mega ważne, ten osobisty element w recenzjkach jest jego siłą. Aja już tak mam, że zawsze chciałabym lepiej, głębiej i inaczej. Może po prostu zbyt wiele oczekuję od siebie i świata? ;)
UsuńKończenie z blogowaniem? Been there, done that – 1/10, nie polecam ;-)
OdpowiedzUsuńA tak serio... „robienie czegoś na pół gwizdka to zdecydowanie nie mój sposób działania” – trochę smutne w kontekście przyszłości „Kronik Nomady”, ale szczere i według własnego kodeksu postępowania – i to się chwali, że masz ten kręgosłup (i temu też większa szkoda, że takich ludzi ubywa w blogosferze).
Swoją drogą, całkiem dobrze pamiętam zdjęcie zapchanej szuflady z 2012 r... szok, że już tyle czasu minęło. A zarazem gratulacje – całkiem nieźle rozrosła Ci się biblioteczka :]
Kończysz wpis Gombrowiczem... cóż, życzę, byś nim kiedyś zaczęła, najlepiej od: „Opowiem wam inną przygodę moją” ;]
Powoli zaczynam rozumieć ludzi opowiadających o kończącym się miejscu na książki. I to mnie cieszy ^^
UsuńMyślę, że po prostu za wysoko postawiłam sobie poprzeczkę, ale i zniżać jej nie chcę, zatem wolę skończyć ten rozdział i zacząć od zera: zobaczymy co z tego wyjdzie.
Pojawiać się będę, na pewno będę w miarę na bieżąco aktualizować listę przeczytanych w tym roku książek, a kto wie, może i coś w mojej głowie się urodzi?
Pozdrawiam :)
Wstrząsnął mną ten wpis. Do bólu szczery i przygnębiający. Jakoś trudno mi się pogodzić z tym, że miałoby nie być "Kronik Nomady" - przychodziłam tu, zanim w ogóle w mojej głowie powstała myśl, by pisać. Przychodziłam chętnie i zawsze trochę bogatsza, czasem zachęcona, niekiedy bardzo nakręcona na niektóre lektury. Szkoda mi też wyzwania... było naprawdę dobrym kopem, żeby czytać książki, które zawsze się chciało przeczytać, ale ciągle odkłada się "na potem". (Notabene, zatkało mnie, kiedy zobaczyłam nazwę swojego bloga na trzecim miejscu!... Za co takie wyróżnienie?!)
OdpowiedzUsuńWięc, podsumowując: szkoda, wielka szkoda. Choć wiele z przytoczonych argumentów rozumiem i w zasadzie mogłbyby też być i moimi...
Zawsze możesz prowadzić sobie sama wyzwanie: ja zamierzam dalej systematycznie czytać książki z listy, tylko z pisaniem będzie kiepsko.
UsuńPozdrawiam!
Omatkozcórką, tutaj nowe rzeczy się pojawiły! Wiem, wiem, mam refleks szachisty korespondencyjnego, ale jakoś mi umknęło o.O
OdpowiedzUsuńCo ja mogę rzec? Dzięki za prowadzenie "Eksplorując nieznane" (źle mi z tym, że od sierpnia spoczęłam na laurach - ale cóż, jak sama napisałaś: blogowanie takie piękne, życie takie podłe :( ). Miałam kopa, żeby nadrabiać te wszystkie zaległości w klasyce. Na pewno będę kontynuować, choć nie wiem, jak mi to pójdzie teraz, kiedy robię to już wyłącznie we własnym zakresie. xD
Powodzenia życzę. :) Szkoda, że Kroniki odstawiasz, ale z drugiej strony - w pełni zrozumiałe. Ogarniaj się tam spokojnie z życiem i jak coś, to wiesz: tutaj widownia na Ciebie czeka :D
spoko, ja sama jestem tak zorientowana w świecie blogosfery jak czytelnik paranormali w ofercie Solarisu ^^
UsuńWiesz, o ile życie ustabilizuje mi się do końca roku (a są ku temu niewielkie przesłanki), to w przyszłym roku uruchomię wyzwanie. Może nawet uda mi się w końcu mieć stałe łącze internetowe, bo teraz to korzystam z Aero, a to nieco wkurzająca opcja :P
Odstawiam recenzowanie, po takim wsparciu, jakie dostałam pod tym wpisem chyba w końcu pozwolę sobie na teksty bardziej wpadające pod felietony(?) i traktujące ogólnie o literaturze i czytaniu.
Wcześniej profil bloga mi na to nie pozwalał, teraz mogę sobie na to pozwolić, chociaż wpisy będą się pojawiały pewnie z częstotliwością jednego na miesiąc.
Gdyby ogarnianie życia zależało tylko od moich starań i mojej dobrej woli, to juz dawno wszystko byłoby poukładane. niestety nasze państwo jest tak wrogo nastawione do obywateli, że o wiele niby podstawowych rzeczy trzeba walczyć. nie zawsze moralnie poprawnymi metodami. a czasem po prostu się przegrywa, bo jest się kobietą, matką, wnukiem czy człowiekiem urodzonym po '80 roku i walczącym o normalne zatrudnienie. ech, dużo by pisać, ale to nie na forum...