Tytuł:Tonąca dziewczyna
Autor:Caitlin R. Kiernan
Seria wydawnicza:Uczta Wyobraźni
Wydawnictwo:MAG
Data wydania: 15.01.2014
Ilość stron: 336
Moja ocena: 5,5/6
Uczta Wyobraźni to seria będąca przedmiotem pożądania większości zakochanych w fantastyce. Każda pozycja wydawana w jej ramach zyskuje grono zagorzałych fanów i jest nie lada wyzwaniem zarówno dla czytelnika jak i recenzenta. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że książka w której fabuła jest niespiesznie prowadzona i praktycznie mało ważna, książka pełna niedomówień, zwątpień i zaprzeczeń, książka będąca pamiętnikiem kogoś chorego umysłowo, chaotyczna i szalona: jest jednak książką w każdym calu dopracowaną i porażającą swoim pięknem? Jak w kilku akapitach opisać to, co dzieje się z człowiekiem podczas spotkania z Imp, główną bohaterką Tonącej dziewczyny? Najprawdopodobniej nie da się tego zrobić w klasyczny sposób, ale na pewno obok dzieła Caitlin R. Kiernan nie można przejść obojętnie.
Imp jest narratorką i główną bohaterką powieści. Bohaterką o tyle nietypową, bo chorą na schizofrenię, zagubioną wobec tego, co spotkało ją w rzeczywistości a co było jedynie jej majakami. W celu ułożenia sobie pewnych wydarzeń postanawia zacząć pisać pamiętnik, od samego początku zdając sobie sprawę z karkołomności owego zadania. Imp z jednej strony chce opisać wszystko, co ją spotkało, z drugiej boi się to zrobić i często oszukuje samą siebie, a co za tym idzie, i czytelnika. Uczucie zagubienia potęgują jeszcze sporadyczne wtrącenia samej Imp, ale nie tej opowiadającej nam historię bezpośrednio, a tej obserwującej cały proces i pilnującej (czy raczej usiłującej pilnować) choćby szczątkowego jej sensu. Nie zawsze się to udaje, owe wtrącenia niejednokrotnie wprowadzają kolejne elementy szaleństwa do czytanych zwierzeń, a historia niespiesznie zmierza do finału, który zresztą nie jest zakończeniem w klasycznym znaczeniu tego słowa, a raczej kolejną szaloną opcją zawartą w tej powieści.
Gdy zaczęłam czytać Tonącą dziewczynę, już po pierwszej stronie pomyślałam „WOW!”. Niezbyt elokwentnie, ale po raz pierwszy od dawna spotkałam się z takim mistrzostwem budowania klimatu zagrożenia. I nie chodzi tutaj o strach tożsamy z klasycznymi horrorami, zaniepokojenie i ekscytację pojawiające się podczas lektury thrillerów. U Kiernan od samego początku towarzyszy czytelnikowi poczucie wyjątkowości każdego kolejnego zdania, jego znaczenia w całej, niekrótkiej przecież, książce. Chwilami odnosiłam wręcz wrażenie, że ani jedno słowo nie zostało tutaj umieszczone przypadkowo, a im dalej zagłębiałam się w szaleństwo Imp, tym bardziej rósł mój podziw dla autorki. Jakże wiele pracy, jak precyzyjnego planu potrzebowała Kiernan, by stworzyć idealny zestaw nawiązań wewnątrz treści? To zdecydowanie nie jest książka pisania z doskoku, w chwilach natchnienia, a efekt przelania na papier dopracowanej w każdym szczególe wizji. Pochwały należą się również polskiemu przekładowi i składowi, który w pełni oddaje zamysł autorki. Przykładem mogą być fragmenty, w których Imp wspomina swoje wcześniejsze notatki, zmuszając czytelnika do przerzucenia kilkudziesięciu stron i sprawdzenia, czy dziewczyna pisze prawdę, czy też z nami (i samą sobą) pogrywa. I choć niby znajdujemy jakieś odpowiedzi, wskazówki, to nigdy do końca nie możemy być pewni ich prawdziwości.
Warstwa fantastyczna w Tonącej dziewczynie jest kwestią sporną: niby mamy tutaj syreny, opowieści o duchach i nawiedzeniach, jednak wiedząc o chorobie psychicznej głównej bohaterki, nie możemy traktować ich dosłownie. Fakt, że Imp wierzy w to wszystko i wszelkie wspomniane zjawiska determinują jej życie, blednie wraz ze zbliżaniem się do zakończenia historii, przy jednoczesnym zachowaniu znaczenia owych zjawisk dla bohaterki. Imp jest tutaj najważniejsza, a raczej to, jak wiele z niej znajdziemy w samych sobie. Ktoś mógłby pomyśleć, że utożsamianie się z jawnie szaloną dziewczyną jest niemożliwe, a jednak Kiernan zbudowała taką postać, której wewnętrzne rozterki i szaleństwa w jakiś niepokojący sposób znajdują swe odbicie w duszy czytającego. Być może niektórzy z nas, wielbiący wartką akcję nazwą Tonącą dziewczynę powieścią nudną, i pod tym jednym, jedynym względem będą mieli rację, ale jednocześnie wiele przy tym stracą. Wymaganie od Tonącej… fajerwerków na płaszczyźnie fabularnej jest równie bezzasadne niczym poszukiwanie elementów science fiction w wierszach Andrzeja Bursy. To nie o to tutaj chodzi i nie w tym tkwi siła dzieł Kiernan czy przywołanego Bursy. Nastrój, mistrzostwo słowa i jedyna w swoim rodzaju magia: oto, co znajdziemy w omawianej książce, i co sprawia, że tak bardzo zapada ona w pamięć.
Jak już wspomniałam, książki z serii Uczta Wyobraźni to za każdym razem ciężki orzech do zgryzienia i dla czytelnika, i recenzenta. Wyzwanie, któremu z przyjemnością stawiam czoła i z którego jak do tej pory wychodziłam zwycięsko, przynajmniej we własnym mniemaniu. I choć pisaniu o Tonącej dziewczynie towarzyszyły mi dwa zdania wypowiedziane przez partnerkę Imp („Muszę skończyć ten tekst w ciągu paru godzin. Powinnam była zrobić to wczoraj. (…) Strasznie mi nie idzie to cholerstwo”, s. 62.), to mimo wszystko udało mi się przekazać Wam niemal wszystko to, co w książce uznałam za najważniejsze. Co z elementami pominiętymi? Te będą różne dla każdego, kto dzieło Kiernan przeczyta i zapewniam, że będą równie osobiste i nienadające się do opublikowania. Suma summarum, owa nietypowa opowieść o syrenach, duchach i wilkach jest najlepszą, jaką dane mi było przeczytać w tym roku. I oby wasze odczucia były równie silne, gdyż wzruszenia przy lekturze niekoniecznie muszą oznaczać rzewne łzy nad nieszczęśliwą miłością głównej bohaterki…
Recenzja napisana dla portalu:
Co prawda przeczytałem dopiero kilka książek z tej serii i o ile jedna zrobiła na mnie wrażenie, bo i klimat i pomysł i... no nie, zakończenie fatalne ale pozostałe rzeczy mnie do niej przekonały, to reszta taka jakaś, albo jest pomysł, a brak języka porozumienia z czytelnikiem, albo pomysłu brak, za to język ociekający wręcz barokokowymi ozdóbkami, nad którymi mógłbym się zachwycać, tylko nigdzie to nie prowadzi. Dlatego nie jestem już taki na ura do tej serii, tylko delikatnie sceptyczny.
OdpowiedzUsuńMoże miałeś po prostu mniej szczęścia niż ja? Bo prócz "Welinu", z którym męczę się od kilku miesięcy, wszystkie moje dotychczasowe przygody z UW zaliczam do udanych. Nie było ich wiele (dwie z nich to Shepard, którego polubiłam już jakiś czas temu), ale mam nadzieję, że następne będą mi się równie mocno podobały.
UsuńSporo czytałem/słyszałem o tej serii. W mojej bibliotece powiatowej /osiedlowej/ mają raptem tylko 2 książki z tej serii, ale mam nadzieję że posłuchają stałego Czytelnika czyli mnie i zakupią więcej. Mam dar przekonywania, na niego liczę :D
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia, ale na starsze pozycje z serii bym nie liczyła: nawet na allegro osiągają straszliwe ceny. Za to nowości to zupełnie inna para kaloszy :P
UsuńMam na ta książkę wielką ochotę i mam nadzieję że niebawem wpadnie w moje łapki, bo po Twojej recenzji ta ochota tylko wzrosła :)
OdpowiedzUsuńHa, z tej serii czytam właśnie "Trojkę" Stepana Chapmana (nie potrafię się jeszcze do tego odnieść; coś niepowtarzalnego) a na półce stoi "Pokój" Gene Wolfe'a (autora znam z dylogii o tym żołnierzu helleńskim i z "Księgi Nowego Słońca", dużo sobie po "Pokoju" obiecuję, ale pożyjemy, zobaczymy).
OdpowiedzUsuńZ "Ucztą wyobraźni" mam osobiście taki problem, że nie ma tego nigdzie w żadnym punkcie z tanimi/przecenionymi/używanymi książkami, jaki znam w okolicy, :P
Na "Trojkę" mam ochotę od czasów premiery, opisy i recenzje bardzo mnie zaintrygowały. Może kiedyś trafi w moje łapki.
Usuń"Pokoju" nie czytałam, ale czytałam kilka recenzji i wygląda na podobnie zakręconą książkę co "Tonąca".
Chyba pozostaje ci jedynie internet, wiem że w Arosie czasem można tanio jakąś pozycję znaleźć.
"Pokój" jest jescze bardziej zakręcony.
UsuńTej serii nie ma ani w taniej książce Koliber, ani w taniej książce Ekspans, pozostaje regularna promocja "3 za 2" w Empiku.
UsuńSkończyłem "Trojkę" i mózg mi płonie; "Trojkę" i "Pokój" dorwałem właśnie w Empiku, jak była promocja 2 za 1. ;)
Usuń(ten komentarz usunięty mój niżej to ten sam, co ten, tyle, że w złym miejscu napisany, przepraszam za bałagan :P)
Heh, ja niby bardzo cenię sobie tę serię, ale jeśli dobrze się nad tym zastanowić to czytałem tylko jedną książkę pod jej egidą, a kolejne 6 pozycji leżakuje sobie na półce już od dłuższego czasu. Pora chyba powrócić do czytania fantastyki :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie pora wrócić do fantastyki. Nie należało w ogóle od niej odchodzić ^^
UsuńTa książka śni mi się po nocach. No, nie dosłownie, ale czuję jakieś specyficzne do niej przyciąganie. Do niej i do "Pokoju". Nie wiem, na ile winą mogę obarczyć podobne, pochlebne recenzje, które wciskają mi do podświadomości obietnicę niesamowitości, a na ile logiczny wniosek z nich wyciągnięty :) Niemniej czytam jak szalony wariat (wbrew pozorom ja tego nie uważam za pleonazm) każdą recenzję, która się pojawi, chyba po cichu licząc na to, że ktoś zdejmie z moich barków to brzemię pisząc "nie kupujcie tego, to dno". Tak się nie dzieje. Tu jedynie zaświtał mi w głowie pomysł, by poszukać tych elementów sci-fi u Bursy ("mam w dupie małe miasteczka" - biorąc tekst dosłownie, jest w tym odrobina fantastyki, czyż nie?;)
OdpowiedzUsuńNo, to nie pozostaje nic innego, jak świnkę skarbonkę wysłać za tęczowy most. :)
Na Zaginionej bibliotece znalazła się przynajmniej jedna osoba, której "Tonąca" nie porwała swoją niesamowitością :P
UsuńAle i tak polecam, książka trafiła do mnie i we mnie w takim stopniu, że z recenzją zwlekałam dobry tydzień. Za dużo emocji itp...
Co do Bursy: u niego SF nie pamiętam, za to magii było pełno (wiersz o chimerze...). Ech, katowałam ludzi Bursą i starałam się wciskać go w każdy możliwy nurt. Obok Staffa to właśnie Andrzej jest moim ukochanym poetą i jeśli ktoś sądzi inaczej, to niech spada na drzewo :PP
Cudna recenzja, napisane zachęcająco, ale wolę jednak twardsze s-f... No, choć Wurta nie ośmieliłabym się nazwać twardym.
OdpowiedzUsuńKiedyś pewnie zerknę do tej pozycji z UW.