8 sty 2014

Zamek Lorda Valentine'a, Robert Silverberg


Tytuł: Zamek Lorda Valentine'a
Autor:Robert Silverberg
Cykl wydawniczy: Kroniki Majipooru, t.1
Wydawnictwo: Solaris
Data wydania: 12.2008
Ilość stron: 600
Moja ocena: 5/6

Dawno temu, w czasach gdy blogowanie kojarzyło mi się z wynurzeniami nieszczęśliwie zakochanych nastolatek a jedynym źródłem książek była biblioteka, w czasach gdy science fiction zdawało mi się literaturą zbyt trudną dla kobiecego umysłu, w czasach… Krótko mówiąc: dziesięć lat temu przez przypadek w moje ręce trafił drugi tom Kronik Majipooru i pozostawił po sobie bardzo przyjemne wrażenie. Ponieważ cyklu nie znałam, nie wiedziałam o jego roli w rozwoju literatury science fiction, postanowiłam nie szukać pierwszego tomu i o Majipoorze zapomniałam. Aż do początku 2014 roku, kiedy to w ramach wyzwania Eksplorując Nieznane postanowiłam powrócić na tą wielką planetę. Tym razem w prawidłowej kolejności i z odpowiednim nastawieniem. I tak, przez praktycznie jedną noc, przeczytałam Zamek Lorda Valentine’a.


Historia rozpoczyna się banalnie: oto spotyka się dwóch młodych mężczyzn: Shanamir prowadzący wierzchowce na targ i Valentine podróżujący bez większego celu i usiłujący przypomnieć sobie kim jest. Razem udają się do pobliskiego miasta, w którym odbywa się festyn z okazji wizyty władcy Majipooru, dziwnym zbiegiem okoliczności noszącym imię drugiego z podróżników. Spotkanie i wizyta w mieście zaowocują wielkimi zmianami w życiu obu bohaterów, a dla Valentine’a będzie początkiem długiej wędrówki, której zwieńczeniem będzie odkrycie prawdy o swym pochodzeniu.

Zamek Lorda Valentine’a podsumować mogę pewnym kultowym zdaniem: Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Pierwszy tom Kronik Majipooru nosi bowiem wszystkie znamiona rasowej fantasy, w której główny bohater wraz z stopniowo zbieraną drużyną przemierza planetę po to, by na koniec podróży stanąć oko w oko z swym największym wrogiem. Dodatkowo świat wykreowany przez Silverberga zawiera w sobie magię, prorocze sny czy telepatię. Gdyby jednak akcję Zamku… umieszczono w klasycznym świecie magii i miecza paradoksalnie historia ta nie byłaby aż tak magiczna. Tutaj o sile opowieści decyduje Majipoor: ogromna planeta, którą zaczęto kolonizować kilkanaście tysięcy lat temu. Początkowo zamieszkiwali ją jedynie przybyli ludzie i rodzimi Metamorfowie, jednak z czasem zdecydowano się zaprosić inne rasy. Tym sposobem ogrom planety, kilkakrotnie większej od Ziemi, przestaje być przerażający, a wędrówka, jaką odbywa grupa przyjaciół, obfituje w niezwykłe spotkania.

Glob, na którym wysoko rozwinięta technika jest jedynie pozostałością po początkach kolonizacji, magia ma większe znaczenie niż nauka, a ustrój to praktycznie czysty feudalizm: połączenie zdawałoby się karkołomne, a jednak spełnia swe zadanie. Zamek Lorda Valentine'a świetnie wprowadza nas w świat Majipooru, zaostrza apetyt na więcej i idealnie wpisuje się w styl, w jakim opowiadano historie za czasów Silverberga. Pierwszy tom Kronik Majipooru może okazać się trafionym wyborem dla tych czytelników, którzy bojąc się twardej SF pragną jednocześnie odejść od fantasy i zacząć poznawać nowe światy. Na zachętę dodam jeszcze, że drugi tom serii jest równie smakowity, a już na pewno pięknie pokazuje różnorodność Majipooru jako planety wielu możliwości.


Tekst napisany w ramach wyzwania:
 
(kliknięcie w baner przeniesie was na stronę wyzwania)