4 gru 2013

Pozytonowy detektyw, Isaac Asimov


Tytuł: Pozytonowy detektyw
Autor: Isaac Asimov
Cykl wydawniczy: Roboty t1.
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 01.10.2013
Ilość stron: 232
Moja ocena: 5/6

Nie tak dawno, przy okazji recenzowania Ziaren Ziemi Cobleya, wspominałam o szybkim dezaktualizowaniu się powieści, których akcję autorzy osadzają zbyt blisko współczesności i o tym, jak większy skok w czasie daje dziełu dłuższą aktualność. Nie wzięłam jednak pod uwagę jednego, jakże istotnego faktu: jeśli powieść napisana została 50 lat temu, to siłą rzeczy musi odrobinę trącić myszką. Nie inaczej jest z Pozytonowym detektywem, wznowionym w tym roku przez wydawnictwo Rebis. Na szczęście Isaac Asimov ma w rękawie kilka asów, z powodzeniem zapobiegających umieszczeniu cyklu Roboty w szufladzie z przestarzałymi wizjami przyszłości.


W przyszłości opisywanej przez Asimova ludzkość podzielona jest na dwie frakcje: tłoczących się w zamkniętych molochach-miastach ośmiu miliardach ziemian i rozproszonych na kilkudziesięciu planetach potomków pierwszych kolonizatorów kosmosu. Część z tych drugich, zwanych Przestrzeńcami, założyło swoją Kosmopol: bazę przy jednym z megamiast, leżącym na terenach dawnego Nowego Jorku. Mimo wspólnych korzeni Przestrzeńcy i ludzie nie pałają do siebie sympatią i jedynie wysoki poziom technologicznych barier stosowanych przez przybyszów zapobiega atakom niezadowolonych mieszkańców miasta. Pewnego dnia bariery zawodzą, i w tajemniczych okolicznościach ginie jeden z Kosmopolowych naukowców. Do wyśledzenia sprawcy wyznaczony zostaje Elijah Baley: klasyczny glina i niemal stereotypowy mieszkaniec miasta. Jest tylko jeden szkopuł: Baley’owi narzucony zostaje najnowszy wynalazek zamordowanego doktora: android idealnie odwzorowujący żywego człowieka. I chociaż śledztwo jest pozornie głównym elementem fabuły, to tak naprawdę najważniejszy w książce jest rozwój relacji między dwoma detektywami: człowiekiem i robotem. 
Elijah to mieszkaniec ogromnego, zamkniętego na zewnętrzny świat miasta, borykający się z codziennymi bolączkami szarego obywatela. A tych jest wiele: począwszy od ścisłego, klasowego podziału społeczeństwa, w którym pozycję wyznacza zajmowane stanowisko i od którego zależy dostęp do takich luksusów, jak prywatna łazienka czy prawo do spożywania prawdziwych posiłków. Dodatkowo w czasach Bayley’a coraz powszechniejsze staje się zatrudnianie robotów na coraz ważniejszych stanowiskach. Taki zastąpiony człowiek traci swoją pozycję i kierowany jest do swoistych slumsów, z których nie ma ucieczki i które są największym upodleniem, jakie przyzwyczajony do normalnego życia człowiek może sobie wyobrazić. Nie jest dziwne więc, że w mieście coraz częściej wybuchają zamieszki, a humanoidalne maszyny wzbudzają jedynie niechęć. Elijah, zmuszony do współpracy z swym największym koszmarem, jest daleki od zadowolenia, za to oczami wyobraźni widzi robota na swoim stanowisku, a siebie jako jednego z najniższych klasą mieszkańców. Za cel stawia sobie samodzielne rozwiązanie sprawy nie tylko po to, by zachować pozycję, ale również po to, by zdyskredytować swego przymusowego partnera. 
A to nie będzie łatwe: R. Daneel Olivaw zdaje się być wzorem cnót wszelakich. Jak każdy robot ma wbudowane niezbywalne Prawa Robotyki, uniemożliwiające działanie na szkodę ludzi, posiłkowane dodatkowo czymś wyjątkowym: obwodem sprawiedliwości. Gdy dodamy do tego nadzwyczajną inteligencję i możliwość szybkiego kojarzenia faktów, otrzymamy detektywa doskonałego. R. Daneel ma praktycznie tylko jeden, dość oczywisty, mankament: mimo swej inteligencji i spostrzegawczości nie potrafi on do końca pojąć rzeczy abstrakcyjnych. Choć zdaje się być przyjaźnie nastawiony, nie rozumie, czym są uczucia i jak bardzo wypływają one na postępowanie ludzi. Wydawałoby się, że narzucony odgórnie duet tak odmiennych istot nie będzie w stanie współpracować i osiągnąć zamierzonego celu. Tymczasem, wraz z rozwojem śledztwa i odkrywaniem coraz to bardziej zaskakujących faktów, Elijah Baley zmienia swoje nastawienie i do robotów, i do Przestrzeńców. Zaczyna również dostrzegać to, co czytelnikowi wydaje się oczywiste: panujący na Ziemi system ma zbyt wiele mankamentów, by z powodzeniem trwać przez następne stulecia. Asimov, stawiając obok siebie empatię i inteligencję, wrzucając to wszystko do przytłaczającej wizji skarlałego mentalnie społeczeństwa, pokazuje nam, jak zgubne potrafi być przyzwyczajenie. W świecie Pozytonowego detektywa ludzie na tyle przywykli do niezbędnego minimum zapewnianego przez system, że myśl o jakichkolwiek zmianach, o wyjściu poza granice miasta napawa ich przerażeniem. Asimov zdaje się przestrzegać nas przed szukaniem prostych rozwiązań, minimalizujących indywidualne zdolności jednostki.

50 lat po premierze Pozytonowego detektywa Ziemia liczy sobie niemal 8 miliardów mieszkańców, daleko nam do kolonizowania kosmosu, wciąż możemy oddychać świeżym powietrzem i swobodnie chłonąć ciepło promieni słonecznych. Jak widać: ta jedna wizja, obraz przeludnionego świata, się nie spełniła. Z mniejszym lub większym powodzeniem radzimy sobie z kosmiczną dla Asimova liczbą ludności, z różnym stopniem ufności patrzymy na rozwój robotyki i jej przydatność w codziennym życiu. Mimo wszystko, w wizji Asimova jest coś niepokojącego i być może dlatego jego Pozytonowy detektyw tak dobrze się przyjmuje i jest wciąż wznawiany. Taki już urok klasyki gatunku.

Recenzja napisana dla portalu:

Książka przeczytana w ramach wyzwania EKSPLORUJĄC NIEZNANE.

4 komentarze:

  1. No nie, nikt nie czytał, nikt nie komentuje, wszyscy porażeni słowem "klasyka"? Ech. A ja dopiero co miałam tego detektywa w ręce, co prawda nie dlatego, że czytałam, ale przestawiałam sobie książki z półki na półkę (parę pożyczonych do mnie wróciło) i musiałam go gdzieś upchnąć. Dobra książka, połączenie tego, co chyba najbardziej w literaturze lubię: s-f i kryminału. Dlatego też lubię "Śledztwo" Lema, choć chyba nie powinno się stawiać tych dwóch książek obok siebie, jakoś nie pasują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, recenzja też średnio mi się udała, więc może lepiej że tym razem nie czytają i nie komentują? ^^
      Z Lema jestem noga, jedynie "Bajki robotów" i "Niezwyciężonego" czytałam, i pewnie zacznę następne pozycje poznawać jak mi się Dukaje skończą ^^

      Usuń
    2. Pochwalę się zatem, że czytałem tę książkę i bardzo mi się ona podobała. To jedna z tych lektur science fiction, która wzbudziła we mnie pewnego rodzaju żal, nostalgię, wynikające ze świadomości, że prawdopodobnie nigdy nie będzie mi dane ujrzeć rzeczy, o jakich autor pisze i to w taki sposób, że koniecznie chciałoby się je zobaczyć :)

      Usuń
  2. To ja się dopiszę, że książka jest w moim najbliższych planach ;)

    Z kosmosem u Asimova to w ogóle jest ciekawa sprawa, w "Końcu Wieczności" kreował pogląd, że każda ekspansja poza naszą planetę w dowolnych konfiguracjach kończy się zagładą ludzkości - prędzej czy później.

    OdpowiedzUsuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)