Tytuł: Kąpiąc lwa
Autor: Jonathan Carroll
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 08.10.2013
Ilość stron: 320
Moja ocena: 4,5/6
Na nową powieść Jonathana Carrolla przyszło nam czekać wyjątkowo długo. Sześć lat to okres, w którym o przeciętnym autorze się zapomina, a z ulubionego czasem wyrasta. Żaden bowiem czytelnik nie siedzi cierpliwie pod kołdrą, odmawiając sobie innych lektur tylko po to, by latami czekać na kolejną dawkę literackiego narkotyku. Proza Carrolla należy do tych właśnie, które swoją specyfiką albo uzależniają, albo odrzucają potencjalnych odbiorców. Jego twórczość to świetny sposób na to, by oswoić z magią tych, którzy przyzwyczajeni są do ścisłego realizmu, a na wzmiankę o jakiejkolwiek fantastyce reagują natychmiastowym odłożeniem książki. Do tej pory Jonathanowi udawało się to idealnie (sama znam dwie osoby, które po delikatnym w fantastycznym sensie Carrollu sięgnęły po „prawdziwą” fantastykę), zatem autor postanowił spróbować czegoś nowego, bardziej dla niego nietypowego. Zmienił trochę proporcje między realizmem a magicznością, a efektem tych zmian jest Kąpiąc Lwa. Powieść pod wieloma względami nietuzinkowa i pobudzająca wyobraźnię.
Wszystko zaczyna się z pozoru normalnie: oto znudzone sobą małżeństwo przeżywa typowy kryzys. Wokół ich związku narosło wiele niedomówień, a dotychczasowe tolerowanie wad drugiej osoby przestało zdawać egzamin. I gdy po kilku stronach czytelnik myśli, że będzie miał do czynienia z kolejnym delikatnym zaburzeniem szarej rzeczywistości, okazuje się, że tym razem autor poszedł dużo dalej, tworząc z swej powieści coś w rodzaju zapisu dość pokręconego snu. Snu, który wpływa na świat realny. Czas, miejsce, akcja: tutaj wszystko się miesza, przyszłe wydarzenia wpływają na te pozornie przeszłe, skaczemy między różnymi lokacjami a akcja… Ta zdaje się być całkowicie pogmatwana i pozbawiona wyraźnego celu. A raczej: widzimy cel, do którego zmierzają bohaterowie, jednocześnie obserwując, jak wszystko kompletnie się komplikuje i miesza. Nawet zakończenie powieści, z pozoru wyjaśniające sytuację, jest jedynie swoistym puszczeniem oka do czytelnika. I zachętą do ponownego zagłębienia się w lekturze i poszukiwania teraz już znanego nam sensu.
Czytając książki, spotykamy się z różnymi zabiegami: nie są nam obce retrospekcje, wyjaśniające absurdalne chwilami zachowania bohaterów, wiemy też (choćby z Powrotu do przeszłości) o wpływie podróży w czasie na współczesność. Ale Carroll poszedł dalej w swej wizji, łącząc oba wyżej wspomniane zjawiska ze swoją wersją powieści szkatułkowej. Mogę się założyć o cokolwiek, że podczas pisania Kąpiąc lwa autor widział rzesze swych czytelników przewracających kolejne strony i usiłujących zrozumieć, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. O uczucia? O prawdę? O odwieczną walkę dobra ze złem? Czy też może o to, jak bardzo nasze postrzeganie rzeczywistości zdeterminowane jest faktem, że jesteśmy tylko zwykłymi, śmiertelnymi ludźmi? Czy powiedzenie „cel uświęca środki” jest na wskroś złe, czy może raczej niezbędne, by zachować choć pozory ładu? Dużo pytań rodzi się w głowie podczas lektury, strony przewracane są w tempie grożącym kontuzją nadgarstka, bohaterowie budzą sympatię (nawet, jeśli początkowo budzą w nas antypatię) i dodatkowo pojawiają się dwa psy rasy kojarzonej bezsprzecznie z książkami Carrolla. Totalna magia słowa!
Tak sobie piszę o Kąpiąc lwa, wymieniam wszystko to, co powinno świadczyć o genialności powieści i wyczuwam u siebie fałsz. Pomimo tego wszystkiego, co zostało wspomniane w wcześniejszych akapitach, pomimo sentymentu do stylu Carrolla, pomimo wreszcie wymarzonej kiedyś większej emanacji zjawisk nadprzyrodzonych: najnowsza powieść w jakimś stopniu mnie zawiodła. Długo się zastanawiałam nad przyczyną, bo i Carrolla lubię, i jego powieści przemawiały zawsze do wrażliwszej strony mej duszy. I już wiem! Wadą Kąpiąc lwa jest to, co inni recenzenci i dystrybutorzy zachwalają. Autor, wędrując w stronę powieści jeszcze bardziej niesamowitych, stracił swój najlepszy argument: prawdopodobieństwo wiarygodności. Do tej pory powieści Jonathana uderzały nas pozbawioną nachalności magią, mającą prawo zaistnieć w naszej szarej rzeczywistości. Wszystko było takie naturalne, prawdopodobne i swobodne. Po przeczytaniu Kąpiąc lwa człowiek nie rozgląda się ciekawie dookoła, nie szuka znamion nierealności, bo wie, że to historia całkowicie wymyślona i pozbawiona prawa bytu w prawdziwym świecie. Zgrabnie napisana łamigłówka zachwyca warsztatem, pomysłem i wykonaniem. Nie jest jednak czymś tak niepokojącym, jak choćby moje ulubione Kości Księżyca.
Czy zatem należy odpuścić sobie lekturę najnowszej powieści Carrolla? Zdecydowanie nie! Jest o niebo lepsza od zbioru opowiadań Kobieta, która wyszła za chmurę, oferuje wiernym czytelnikom coś nowego, pokazuje, jak wielką władzę ma autor podczas tworzenia nowych światów. Kwestią zasadniczą w odbiorze tej konkretnej historii są dwie zdolności nie pisarza, a odbiorcy: po pierwsze – jak wiele Chaosu jest on w stanie znieść; a po drugie – jak bardzo będzie się on potrafił przestawić na odbiór powieści nie tylko jako całości, ale także jako dzieła konkretnego twórcy. Brak znajomości wcześniejszych książek Carrolla mogłby przekreślić możliwość czerpania uzasadnionej przyjemności z odkrywania celowo zamieszczonych w wszystkich rozdziałach niuansów, powiązań i niedopowiedzeń.
Jonathan Carroll ma w sobie coś, co nie pozwala przejść obok niego obojętnie. Coś, co zmusza do wypożyczania z biblioteki wszystkich jego książek i ciągłego pragnienia zgłębienia jego świata. Autor Kąpiąc lwa z powodzeniem wymyka się wszelkim klasyfikacjom gatunkowym, tworzy swój własny gatunek, który nijak się ma do powszechnie przyjętych norm literackich. I dlatego nie przeszkadza mi zbytnio fakt, że książka powinna być dwa razy dłuższa, że akcja powinna być bardziej dynamiczna, a całość mogłaby mieć troszkę więcej sensu. Ten sens jest. Tylko w autorskim wydaniu.
Nie polecam tej książki tym, którzy Carrolla nie znają. Nie polecam go również tym, którzy poszukują sztywnych schematów. Polecam ją tym, którzy lubią to niezwykłe uczucie niepewności i zadziwienia. Carroll zadziwia w swój niepowtarzalny sposób i po każdej książce pozostawia w czytelniku niedosyt. Ten dobry niedosyt, zmuszający do kolejnych lektur i do poszukiwania informacji na tematy pozornie niezwiązane z poszczególnymi wątkami, ale za to mające spory wpływ na całą historię. W skrócie: jako książka fantastyczna recenzowana powieść ma swoje minusy, ale jako powieść napisana przez tego jednego, konkretnego człowieka: spełnia swoje zadanie z stu procentach i aż prosi się o kontynuację, której w jakimś stopniu na pewno się doczekamy. W końcu Carroll często wraca do swych wcześniejszych bohaterów w kolejnych książkach. Tylko (i tutaj ujawniają się moje gusta) wolałabym kontynuację wykonaną w starym stylu, nieco mniej fantastycznym, a bardziej wpisującym się w ramy realizmu magicznego a`la Carroll z Krainy Chichów.
Recenzja napisana dla portalu:
Dla mnie ta książka to był kompletny kosmos w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa! Ale zwróciłaś uwagę na coś istotnego, co mi umknęło: faktycznie, Carroll zrywa ze wszelkimi pozorami wiarygodności. Mnie ta absurdalność urzekła, ale np. w trakcie "Krainy Chichów" miałam większe ciary:)
OdpowiedzUsuńByć może zacznę swą przygodę z Autorem właśnie od tej książki :-)
OdpowiedzUsuńnie znam tego autora, ale i książka mnie nie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńJa czytałam i mam wszystkie książki autora, kupiłam również i Kąpiąc Lwa i czekałam na jakąś recenzję, ponieważ sobie odmawiam czytania z uwagi na to, że nie wiadomo kiedy Pan Carroll napiszę kolejną książkę ;) Ale dziękuję za tą garść informacji, co jak co ale wiem, że i na tej książce się nie zawiodę :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAniele musisz poznać! Carroll jest cudowny! Przeczytałam wszystko (wydane w Polsce)
OdpowiedzUsuń