Tytuł: Partials: Częściowcy
Autor: Dan Wells
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 20.03.2013
Ilość stron: 416
Moja ocena: 4/6
Nienawidzę ludzi, którzy po jednej porażce rezygnują ze swoich wysiłków i odpuszczają jakiś temat, uważając, że „nie ma sensu się męczyć”. Nie tylko nie lubię tego u innych, walczę z takim podejściem szczególnie u siebie. Dotyczy to przede wszystkim różnych odłamów fantastyki, które jakoś mnie do siebie nie przekonały. W rankingu gatunków totalnie nietrafionych na szczycie plasują się dwa podgatunki: fantastyka młodzieżowa i paranormal romance. Jeśli chodzi o to drugie, to niestety moje odczucia niemal zawsze są takie same (czyli śmieję się do upadłego lub zmuszam do zakończenia lektury, by jak najszybciej o niej zapomnieć), choć Gail Carriger swoim połączeniem steampunku z nienachlanym wtrąceniem romansu okraszonym sporą dawką humoru pokazała mi, że miłość w fantasy to nie tylko powłóczyste spojrzenia i żałosne monologi bohaterek. Z literaturą młodzieżową o zabarwieniu fantastycznym było jednak do tej pory kiepsko: schemat schematem poganiany, łopatologiczne przedstawienie dobre i zła, przewidywalna do bólu fabuła. Niby był kiedyś Harry Potter, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dlatego raz na jakiś czas, niemal wbrew osobistym preferencjom, sięgam po jakąś książkę skierowaną do czytelnika o dekadę młodszego niż ja. Sięgam po nią z całkowitą świadomością tego, że przy czytaniu trzeba nieco przestawić swoje pojmowanie świata, czasem bardziej uwrażliwić i porzucić precz swoją znajomość gatunku. Często jednak pozytywne nastawienie do lektury nie spełnia swego zadania, bo powieści dla nastoletnich czytelników niejednokrotnie są czystym odzwierciedleniem powierzchownej natury współczesnych młodych. Jednak na szczęście okazuje się, że w każdej regule są wyjątki i jak bycie nastolatkiem nie zawsze oznacza bycie totalnym ignorantem, tak powieść skierowana do tychże ludzi niekoniecznie musi być kolejną papką przelaną na kartki.
Oto przed wami książka autora, który moją sympatię zdobył już samym imieniem i nazwiskiem: Dan Wells. Dan kojarzy mi się chociażby z Danem Simmonsem, znanym z genialnej tetralogii Hyperion/Endymion czy opowiadania Tegoroczne zdjęcie klasowe, mistrzostwa zombie-horroru z zabarwieniem egzystencjonalnym. A Wells… No cóż, któż z nas nie czytał Wojny Światów, Wehikułu czasu czy Wyspy doktora Moreau? Klasyka klasyki, budząca same pozytywne fantastycznie skojarzenia (aczkolwiek w przypadku Wellsa „pozytywne” to lekko nietrafione słowo). Niemniej, personalia autora książki Partials: Częściowcy budzą pewne nadzieje i nawet blurby definiujące książkę od samego początku nie są w stanie zrazić do lektury. Więcej, zachęcają do niej, i o ile czytelnik potrafi odsiać ziarna od plew, to wie, czego się spodziewać. A jeśli wyrzucimy z głowy wielkie oczekiwania i nastawimy się na powieść dla młodzieży, niewiele wymagającą od czytelnika, to możemy się naprawdę pozytywnie zaskoczyć.
Sam zarys fabuły już wygląda smakowicie. Oto mamy świat zniszczony przez Częściowców, klonów-robotów, efekt inżynierii genetycznej i rozbudowanej technologii. Stworzeni zostali na potrzeby wojny, w której ludzie sami nie chcieli brać udziału. I choć spełnili swoje zadanie, to coś jednak poszło nie tak i Częściowcy zbuntowali się przeciwko swym twórcom. Szybsi, odporniejsi i posiadający niemal komiksową zdolność regeneracji wygrywali wojnę z ludźmi, a jednak z niewiadomych powodów uruchomili broń ostatecznej zagłady. Wirus RM zdziesiątkował ludzkość, przetrwali nieliczni, ale dla ocalonych nie ma nadziei: choć sami w jakiś sposób są odporni na RM, to ich nowo narodzone dzieci już nie posiadają tej odporności: żaden z noworodków urodzonych po apokalipsie nie jest w stanie przetrwać więcej niż kilka dni. Władze ocalonych podejmują decyzję, by za wszelką cenę odnaleźć lekarstwo na wirusa, lecz w zniszczonym świecie pozbawionym wielkich umysłów i większości zaawansowanego sprzętu nie jest łatwo wyizolować gen odpowiedzialny za odporność na RM. Stąd decyzja drastycznego obniżenia wieku, w którym dziewczęta bezsprzecznie muszą zajść w ciążę i urodzić być może w końcu zdrowe dziecko.
Jedną z zaangażowanych w projekt osób jest młoda lekarka Kira: porażona tragedią kolejnych matek tracących swoje dzieci wpada na dość ryzykowny sposób znalezienia wyjścia z impasu. Postanawia zdobyć próbki krwi i tkanek od Częściowca, a to wiąże się nie tylko z ryzykiem rychłej śmierci z rąk wrogów ludzkości, ale też poważnymi problemami w lokalnej społeczności, zapatrzonej w jedną tylko wizję rozwiązania problemu. I tak, zbiera drużynę, zaopatruje się w artefakty i wyrusza wypełnić śmiertelnie niebezpieczną misję… Wróć, nie miało być tutaj ironii, miała być za to frajda ze zgrabnej (acz jednak schematycznej) powieści młodzieżowej. Zatem, racja, pomysł trochę trąci myszką, a zmodyfikowani ludzie/humanoidalne roboty nieraz się buntowały i grupka straceńców usiłowała znaleźć sposób na odwrócenie karty. Co więcej, historia okazuje się mieć drugie dno, łatwo wyczuwalne dla uważnego czytelnika, a postacie, jakie na swej drodze spotyka Kira, są czystymi archetypami wrogów, przyjaciół, buntowników. Łatwo można się domyśleć, po której stronie barykady stoi kolejny znajomy czy przełożony naszej bohaterki, a jej rozterki są chwilami oczywiste aż do bólu. Raz nawet autor raczy nas typowym nastoletnim ględzeniem typu „dziś wybiorę taką sukienkę, a do niej takie buty. Moja psiapsiółka wybierze tamto, i tylko to jest w tej chwili najważniejsze…”. Na szczęście motyw ten (jeden z najbardziej irytujących wątków, jakie do tej pory spotkałam w literaturze dla nastolatków) nie jest nagminnie wykorzystywany, podobnie jak marudzenie o wzlotach i upadkach w związku głównej bohaterki.
Co jeszcze mimo pozornej wtórności zasługuje na uwagę? Przede wszystkim sposób, w jaki Wells kreuje cały świat. Jest on przyswajalny, nastawiający nieco depresyjnie, poruszający standardowe u nastolatków przejawy buntu wobec „starszych i mądrzejszych”. Sam wizerunek Częściowców zyskuje z czasem bardzo przerażające i budzące niezbyt przyjemne skojarzenia tło historyczne. Jakie to tło, zdradzić nie mogę, gdyż zabrałoby to czytelnikom wiele frajdy z lektury, ale najważniejszy jest jeden fakt: historia buntu Częściowców ma, niestety, wielki poziom prawdopodobieństwa. Poziom ten wyczuwalny jest w pewnym momencie dość łatwo, bez względu na wiek i wiedzę czytelnika: potrafi przerazić i skłonić do chwili zastanowienia się nad przyszłością coraz bardziej rozwijającej się technologii.
Przy czytaniu Częściowców można mieć żal do autora tylko o dwie zasadnicze sprawy. Pierwszą, dającą się jeszcze jakoś zrozumieć, jest pominięcie wielu istotnych i ciekawych faktów z historii ludzkości sprzed konfliktu. Zakończenie książki wyraźnie zapowiada możliwość (czy wręcz konieczność) powstania kolejnego tomu, dlatego też pozostaje w czytającym nadzieja na kolejną część, ujawniającą więcej ciekawych szczegółów. Jak jednak niedoinformowanie czytelnika można jeszcze wytłumaczyć, tak zbytnie postarzenie mentalne głównych bohaterów jest stanowczo przesadzone. Przez większość powieści Wellsa mamy do czynienia z ludźmi, którzy mają ciągle „naście” lat. I choć trudne warunki bytowe, przeżyte traumy i konieczność szybkiego dojrzenia do stawienia czoła rzeczywistości często w młodych ludziach budziło pokłady dojrzałości (warto wspomnieć wszelkie polskie zrywy narodowościowe, walki z zaborcami czy agresorami z czasów drugiej wojny światowej i okresu komunizmu), to niezmiernie trudno uznać postacie przewijające się w Częściowcach za wiarygodne. Nie odmawiam, i nigdy nie będę, ukrytych pokładów dorosłości u nastolatków, ale dyskusje i przemyślenia, jakimi raczą nas małoletni bohaterowie zakrawają często o czystą, podpubliczkową groteskę. Chwilami nie sposób pozbyć się wrażenia, że autor w swój naprawdę świetny pomysł siłą wplótł elementy mające na celu przyciągnąć młodych czytelników. A czym przyciągnąć można człowieka, któremu do pierwszego „-dzieścia” brakuje 4-5 lat? Oczywiście bohaterem, który jest w ich wieku i fikcyjnie posiada dojrzałość, jaka zawsze marzy się nie do końca pełnoletnim obywatelom…
Co zatem tak naprawdę zaczarowało mnie w Częściowcach, skoro zarówno questowość fabuły, jak i sposób kreacji bohaterów do mnie nie przemówił? Wspomniałam już o tym na samym początku swej wypowiedzi: tutaj komercyjna papka, jaką zwykłam zwać rodzące się jak grzyby po deszczu młodzieżowe powiastki, okazała się jednak zjadliwa. Mimo wielu jednoznaczności i oczywistości Dan Wells zdaje się wymagać od czytelnika zaangażowania, z powodzeniem wciąga w fabułę i, co najważniejsze: pokazuje, że literatura dla niepełnoletnich nie musi być czymś na miarę Zmierzchów, Igrzysk Śmierci czy Iluśtam Twarzy Greya. Postapokaliptyczny nurt w fantastyce to coś naprawdę fajnego i wciągającego, i jeśli choć jeden/jedna na dziesięć czytelników po przeczytaniu Częściowców zapragnie poszperać w temacie i poszukać bardziej dorosłych tytułów, tym dla literatury i przyszłych czytających lepiej. Krótko mówiąc: po raz pierwszy od dawna mamy do czynienia z książką dla mniej doświadczonego fana fantastyki, która swoim zamysłem może nawrócić niewiernych na jeden właściwy gatunek….
Recenzja napisana dla portalu:
Odpalili "broń ostatecznej zagłady" bo wiedzieli, że trzeba sobie z ludźmi poradzić raz na zawsze. Inaczej zawsze urządzą jakiegoś "Matrixa", albo innego "Terminatora: Ocalenie" ;) Do pewnego momentu liczyłem, że będzie to książka o Częściowcach dobijających ludzkość i się troszkę rozczarowałem :(
OdpowiedzUsuńTak się nie da, w końcu to powieść dla młodzieży, gdzie upór i wiara w własne siły działa cuda. to prawie jak z naszym krajem: do pewnego momentu mówią ci, że możesz wszystko, a jak dorastasz, to ci ZUSy i inne urzędy pokazują, gdzie jest Twoje miejsce...
UsuńHm, wygląda na to, że terror rozrodczy staje się coraz popularniejszym motywem postapo dla nastolatków. A ponieważ wizje postapo mają głównie straszyć, można dojść do ciekawego wniosku, że dla współczesnej nastolatki przedwczesne zajście w ciążę jest perspektywą równie przerażającą, co choroba czy kalectwo. Btw., fajna praca dyplomowa by mogła z tego wyjść - "Postapokaliptyczne motywy a współczesne lęki społeczne".;)
OdpowiedzUsuńJa tam lubię młodzieżową papkę, o ile jest dobrze przyrządzona (taki Westerfeld na przykład). Znaczy, mam po prostu słabość do powieści przygodowych, a w "dorosłej" fantastyce tego coraz mniej. Do "Częściowców" podchodziłam entuzjastycznie, ale Twój tekst ostudził moje zapędy. Może to dlatego, że postapo zawsze mi się gryzło z prostą przygodą, w przeciwieństwie do nastolatków wygrywających wojny i ratujących świat. Więc chyba nie sięgnę.*wraca czytać "Jeźdźców w czasie"*
heh, to jest myśl... Nigdy o tym tak nie myślałam, ale to by się zgadzało z moją opinią na temat współczesnych nastolatek i literatury do nich kierowanej ( W końcu, w większości paranormali babeczki boją się lub powstrzymują od jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Tylko że w książkach strach ten powodowany jest wizją przyszłych konsekwencji na skalę światową, a w realu... No cóż, wiesz jak jest.
UsuńOj tam, dobre space opery to równie dużo przygody ;p
"Częściowcy" zyskali mą aprobatę, a to: po pierwsze znaczy, że młodzieżówka mnie wciągnęła, a po drugie: wady dało się przełknąć. I owszem, postapo kojarzy mi się bardziej z ogólną beznadzieją, na którą nie mają wpływu najbardziej heroiczne czyny bohaterów, ale tutaj sam pomysł świetnie się broni.
ps. Ja po zakończeniu "Częściowców" pędzikiem wróciłam do "Heretyków Diuny" i zaczęłam "Kroki w nieznane" vol 6. Bo co dobre sf, to dobre sf :D
Paranormali zbyt wiele nie czytam, ale w tych młodzieżowych, jak mi się wydaje, chodzi o nachalnie promowaną wstrzemięźliwość. Jakby niewystarczającym powodem było, że bohater/ka nie jest gotowy/a - trzeba jeszcze ideologię dorobić. Za to znanym mi pozycjom dla dorosłych czytelniczek często bliżej do porno, niż do romansu, ale to chyba spuścizna po harlequinch.;)
UsuńAle ze space operami jest ten problem, że często są jednocześnie military sf - a tego gatunku nie znoszę. Chociaż jakbyś mi poleciła jakąś niemilitarną, to byłabym wdzięczna.:)
No to się nam autorzy trochę spóźnili: w USA problem przedwczesnego rozpoczynania współżycia pojawił się dobre 15-20 lat temu (a wtedy przynajmniej dostał się na tapetę i zaczęto się zastanawiać nad tym patologicznym w końcu postępowaniu).Choć nie wydaje mi się, by kolejni autorzy mlodzieżówek mieli w głowie misję pokazywania wstrzemięźliwości jako pożądanej zalety. Jakoś kiedyś dawało się pisać książki dla młodszych czytelników, pozbawione oczywistego w naszych czasach podtekstu seksualnego (zaspokojonego, czy nie... to już inna sprawa).
UsuńHarlequiny raz uratowały mnie przed depresją :) Gdyby nie ten rodzaj książek, to raczej bym nie przebrnęła przez "Wojnę światów" Wellsa: lekturę tak przerażającą dla mnie, ówczesnej nastolatki, że po przeczytanym rozdziale "Wojny" musiała wręcz sięgać po coś odmóżdżającego.
Książek dla dorosłych czytelniczek nie czytam, same blurby i recenzje mnie w tym utwierdzają.
Military sf do mnie też nie przemawia. Jakiś czas temu przeczytałam jedną książkę Webera i była to totalna porażka.
Spróbuj z książkami Almazu, "Diuna" to też w dużym stopniu space opera, acz nietypowa.
A tak ogólnie, to o dobre dla początkujących space opery zapytaj Fenrira, on w tym temacie jest bardziej niż ja oczytany
Jestem zainteresowana tym tytułem, odkąd zobaczyłam go w zapowiedziach wydawnictwa. I już nawet nie zwracam uwagi na wady, które posiada. I tak chcę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńBo te wady dla wielu będą, niestety zaletą. Niestety: do momentu, w którym czytelnik nie znudzi się konwencją i nie zacznie czytać książek, od których cały nurt wziął swój początek
UsuńCzyli autor się nie popsuł po cyklu o Johnie Cleaverze. To dobrze, może kiedyś sobie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńA literatura dla nastolatków nie musi być miałka i koncentrować się na strojach i randkach. Moreni wspomniała już Westerfelda, bardzo dobrze czytało mi się też brata Dana - Robina Wellsa (chyba w zeszłym roku wydany był jego "Wariant"). Seria Reckless Funke podobno lepsza jest z każdym tomem (ja czytałam tylko pierwszy i był niezły, a Agnieszka z Kimifantamanii bardzo chwaliła dwójeczkę). A przykładów pewnie można by było podać więcej, tylko ja czytam za mało młodzieżówek, żeby rzucać tytułami :)
O, to widzę, że ja po prostu pecha do tej pory miałam z wyborami młodzieżowej literatury. W wolnej chwili popatrzę za wymienionymi przez ciebie i Moreni autorami, a nuż mi się spodobają? :)
UsuńJa wiem, że nie musi, a i sama aż tak stara nie jestem, by zgryźliwie narzekać. przecież sama kiedyś się Szklarskim zaczytywałam, a teraz bardziej mnie on śmieszy i nuży niż bawi i emocjonuje.
Dlatego przy tej recenzji starałam się (naprawdę się starałam, i mam nadzieję, że to choć trochę widać) odrzucić uprzedzenia i sarkazm, bo jednak książkę czytało się szybko i jakoś wybija się wśród nurtu powieści dla niedorosłych :P
Zaczęłam czytać po angielsku i się zatrzymałam. Sama nie wiem czemu, może spodziewałam się czegoś innego? Trailer książki nastawił mnie do niej niesamowicie pozytywnie, byłam tak napalona... a potem mój zapał zniknął. Nie wiem, może kiedyś się odwieszę i przeczytam do końca.
OdpowiedzUsuńPolski blurb na szczęście był tak skonstruowany, że dawał dość dobre pojęcie o tym, jaką książkę przyjdzie nam czytac. Ja się spodziewałam płytkiej młodzeżówki, a dostałam młodzieżówkę z możliwym drugim dnem, doskonale dopasowaną do mentalności targetowych czytelników.
UsuńMnie się całkiem podobało "Nie jestem seryjnym mordercą" tego Pana. Spokojnie polecam, nieźlemnie zaskoczyło
OdpowiedzUsuńkojarzę tytuł, może jak się w bibliotece trafi to wypożyczę ^^
UsuńTo ten cykl o Johnie Cleaverze, o którym pisałam :) Tyle że wydano tylko "Nie jestem seryjnym mordercą" i "Pana Potwora". Trzeciej części brak i nie wiem czy będzie, bo wydawca nie zapowiada.
Usuńbardzo zgrabna recka. A książki byłem ciekawy, teraz już wiem co i jak ;-)
OdpowiedzUsuń:) trochę popłynęłam z tekstem, ale inaczej się nie dało :)
Usuńi dobrze, tak trzymaj ;-)
Usuń