25 kwi 2013

Przedpremierowo dla Fantasty: Ołowiany Świt, Michał Gołkowski


Tytuł: Ołowiany świt
Autor: Michał Gołkowski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 26.04.2013
Ilość stron: 432
Moja ocena: 4/6
26 kwietnia 1986 roku doszło do największej w dziejach elektrowni jądrowych katastrofy. Z czarnobylskiej elektrowni atomowej doszło do bezpośredniej emisji chmury pierwiastków promieniotwórczych. Wypadek ten ściągnął uwagę całego świata na to małe, bo zaledwie piętnastotysięczne ukraińskie miasteczko, a echa owej katastrofy obiegły cały świat. Echa owe miały i mają dwojaki wydźwięk. Do dziś toczy się dyskusja na temat zasięgu i skutków promieniowania, z jednej strony wszelkie pogłoski o długofalowych negatywnych efektach awarii są albo negowane, albo wyolbrzymiane, w zależności od tego, kto prezentuje wyniki badań (czyli, jak łatwo się domyśleć: ruchy antynuklearne przytaczają przykłady zdeformowanych i martwych urodzeń, a przedstawiciele energetyki jądrowej wskazują na badania twierdzące coś zupełnie innego). Jakkolwiek jednak temat Czarnobyla poruszany jest nie tylko w kwestiach związanych z ekonomią i polityką, gdyż istnieje jeszcze inna grupa żywo zainteresowana katastrofą i jej skutkami. Jak powszechnie wiadomo, wielkie tragedie poruszają ludzką wyobraźnię.


Nie inaczej jest i tym razem: trzydziestokilometrowa „Zona”, strefa zamknięta wokół terenów najbardziej dotkniętych podczas katastrofy doczekała się serii gier, których akcja dzieje się właśnie tam, w czasach nam współczesnych. Seria ta, znana pod nazwą S.T.A.L.K.E.R., inspirowana była wydarzeniami w Czarnobylu i Piknikiem na skraju drogi Strugackich. Doczekała się nie tylko rzeszy fanów, ale też swego literackiego przedłużenia w postaci książek sygnowanych logiem S.T.A.L.K.E.R. i, cieszących się dużym powodzeniem w krajach rosyjskojęzycznych. Do niedawna w Polsce nie mieliśmy możliwości bezpośredniego zapoznania się z tym uniwersum, ale dzięki pasjonatom z forum.stalker.pl i wydawnictwu Fabryka Słów, w dzień rocznicy pierwszej Czarnobylskiej emisji Polska zyskała Ołowiany Świt, pierwszą książkę nie tylko wpisującą się w realia S.T.A.L.K.E.R.a, ale też posiadającą swoiste błogosławieństwo rosyjskich kolegów po fachu. Skoro już wiemy, skąd sam pomysł na powieść, warto skupić się na tym, jak dana pozycja się prezentuje.

Po pierwsze należy zaznaczyć, że choć znajomość gier z uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a może być przydatna podczas czytania Ołowianego Świtu, tak nie jest ona niezbędna do zrozumienia książki jako całości. Oto mamy stalkera: człowieka, którego sensem życia jest przetrwanie w Zonie i szukanie artefaktów: przedmiotów powstałych na skutek promieniowania i anomalii, będących z kolei wynikiem kolejnych, niespodziewanych Emisji z Czarnobylskiego reaktora. Czym do końca są Emisje i anomalie: trudno stwierdzić jednoznacznie. Wiemy jedynie, że te pierwsze mają w sobie coś z eskalacji promieniowania, okraszonego dość spektakularnymi efektami przywodzącymi na myśl najlepsze filmy katastroficzne. Mówiąc krótko: Emisje rozpętują istne piekło na ziemi, ale ich efektem są właśnie anomalie i artefakty. Anomalie zaś to po części znane z Pikniku na skraju drogi znaleziska, o nie zawsze do końca sprecyzowanym działaniu (niektóre pomagają przy zranieniach, inne leczą ze zbyt wielkiego napromieniowania), ale za to zawsze cieszące się dużym wzięciem wśród ludzi spoza strefy. I właśnie to zainteresowanie ludzi z Dużej Ziemi jest motorem napędzającym działanie stalkerów, w tym naszego bohatera zwanego obecnie Misiem lub Miszką, a kiedyś znanego wśród rosyjskojęzycznych znajomych pod pseudonimem będącym jednym z najczęściej używanych przez Polaków wulgaryzmem.

Miś jest dość tajemniczym człowiekiem: choć towarzyszymy mu podczas wypraw do Zony i śledzimy niemal każdy ruch (co możliwe jest dzięki pierwszoosobowej narracji i dokładnym opisom działań), to o jego przeszłości wiemy niewiele. Tylko to, że jest obecnie jedynym Polakiem wśród penetrujących Zonę śmiałków i to, że jak towarzyszy Rosjan darzy szacunkiem, tak za żadne skarby nie potrafi i nie chce przyswoić rosyjskiego w stopniu większym, niż taki pozwalający na podstawową komunikację. Miszka wędruje po Zonie i wypatrując artefaktów, szuka również odpowiedzi na pytanie: co tak naprawdę dzieje się w zamkniętej strefie i co się w niej działo przed drugą Emisją, po której anomalie i występowanie złowrogich mutantów przybrały na sile. Informacje na temat aktualnego stanu rzeczy wydzielane są czytelnikowi (jak i głównemu bohaterowi) bardzo skąpo i wiele rzeczy ciągle pozostaje w sferze domysłów, ale faktem jest, że domysły owe nie napawają człowieka optymizmem.

Ołowiany Świt jest książką, którą czyta się szybko i dość przyjemnie, o ile tylko człowiek przyzwyczai się do pewnej maniery, znajdującej de facto wyjaśnienie w genezie powstania powieści. Rzeczą, która razi i chwilami wręcz nuży podczas lektury, jest sposób prowadzenia narracji. Jak pierwszoosobowy narrator jest jeszcze znośny, tak widać tutaj wyraźną próbę przełożenia świata gry na karty książki. Opisy działań Miszki są niczym innym jak objaśnieniami kolejnych etapów wykonywania misji podczas rozgrywki. Chwilami zbyt szczegółowo relacjonowane są kolejne kroki bohatera i podczas czytania odnosi się wrażenie jakbyśmy wertowali solucję do którejś odsłony komputerowego S.T.A.L.K.E.R.a Jest to podobne odczucie do tego, jakiego doznać można podczas lektury niektórych powieści fantasy, będących ścisłym przeniesieniem sesji gier RPG na karty książki. Gdy jednak czytelnik przyzwyczai się bądź też, po prostu „przestawi” na takie prowadzenie historii, to nagle coś, co irytuje, schodzi na drugi plan, a na pierwszy wysuwa się tajemnica Zony.

W sieci krążą tysiące historii tworzonych przez fanów kultowych gier czy powieści. Zazwyczaj prezentują one niski poziom, zarówno pod względem stylistycznym, jak i fabularnym. Ołowiany Świt jest przyjemnym, choć niepozbawionym zgrzytów debiutem pasjonata, którego zamiłowanie niekiedy zbytnio przebija się ponad warstwę literacką. Jednakże historia Misia potrafi zaciekawić, a tajemnica Zony zafascynować. Byłoby miło, gdyby w naszym kraju wydano rosyjskojęzyczne odsłony S.T.A.L.K.E.R.a, zarówno ku uciesze fanów gry, jak i chętnych głębszego poznania Zony.

Recenzja napisana dla portalu:
Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu

7 komentarzy:

  1. Pozycja ciekawa, a co do Czarnobyla: pamiętam jak nas wciśnięto - kilkadziesiąt dzieci z mojego przedszkola, w holu przychodni zdrowia w 1986 roku w celu podania nam specyfiku mającego nas ochronić przed radiacją :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością jest to gratka dla miłośników serii gier :)
      W momencie, gdy doszło do czarnobylskiego incydentu byłam jeszcze płodem, więc raczej nic nie pamiętam :))

      Usuń
  2. Zainteresowany byłem tą powieścią jak gdzieś o niej czytałem i widzę, że raczej słusznie. Mnie na świecie też jeszcze nie było jak do tego doszło, więc aż takiego "sentymentu" do tych wydarzeń nie mam, ale z chęcią bym poznał losy tego Misia :) W S.T.A.L.K.E.R.a zdarzyło mi się zagrać ale raczej przez krótki czas i nie wiele pamiętam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem raczej z tych, co nie grają, czasem sapera rozgryzę i kiedyś namiętnie męczyłam Diablo II :)
      Mnie do lektury skusiło.. właściwie nie wiem co, ot stwierdziłam, że skoro ostatnio FS wydała wciągające "Przebudzenie Lewiatana", to może i tym razem trafi się nam coś fajnego? :)

      Usuń
  3. Zapowiada się interesująca lektura, choc myślę, ze bardziej przypadnie do gustu mojemu tacie niż mi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taka mała uwaga, z tego co mi sie wydaje nie jest nigdzie nigdzie, że jest jedynym Polakiem w Zonie. Co więcej, podczas wyprawy do zniszczonej bazy spotyka nawet swojego krajana : )
    Po przeczytaniu tej książki moje odczucia są bardzo podobne, i mógłbym się podpisać pod tą recenzją, jednak wystawił bym mimo wszystko troszkę wyższą ocenę. Pozdrawiam : )
    R

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż sięgnę i sprawdzę jak to z tamtą wyprawą było :)

      4/6 oznacza u mnie książkę "dobrą", czyli to dość... dobra ocena ^^ 6/6 praktycznie nigdy nie daję, od dawna nie zdarzyło mi się przeczytać powieści na miarę "Hyperiona" czy "Diuny", a i chyba coraz więcej wymagam od książek. Na 5/6 za dużo było tutaj widocznego braku swobody u autora, no i akcja troszkę za wolno nabierała wyrazistości, niemniej, i tak warto "Ołowiany Świt" przeczytać. I również pozdrawiam :D

      Usuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)