Tytuł: Długa Ziemia
Autor: Terry Pratchett, Stephen Baxter
Cykl wydawniczy: Długa Ziemia, tom 1
Wydawnictwo: Prószyński
Data wydania: 10.01.2013
Ilość stron: 368
Moja ocena: 5/6
Dawno, dawno temu grupa śmiałków z Starego Kontynentu postanowiła poszukać swego miejsca na nowo odkrytych ziemiach Ameryki Północnej. Po wyczerpującej podróży morskiej wsiedli na wozy zawierające cały ich dobytek i ruszyli gdzieś hen, w prerię. Ich podróż, pełna niebezpieczeństw pokonywanych dzięki wspólnemu dążeniu do określonego celu zaowocowała współczesną Ameryką: krajem dawnych osadników, którzy siłą własnych mięśni przystosowali nowe ziemie do godnego życia. Jednak czasy nieskończonej prerii i wielomiesięcznych wędrówek przez nieznane ostępy już się skończył. Mamy rok 2015, erę zaawansowanej technologii i wszechobecnego przeludnienia. Pewnego dnia ktoś zamieszcza w sieci schemat urządzenia, którego wykonanie jest dziecinnie proste, a przeznaczenie nieokreślone. Dzieciaki na całym globie ruszają do sklepów elektronicznych (i warzywniaka), budują kroker, przełączają przycisk i… Witamy w Długiej Ziemi! Nieskończonym (ponoć) uniwersum, w skład którego wchodzi staruszka Ziemia nieskażona ludzką stopą. Era kolonistów zaczyna się na nowo!
Terry’ego Pratchetta znają lub przynajmniej kojarzą chyba wszyscy miłośnicy fantastyki. Jego Świat Dysku jest rozpoznawany na całym świecie, a w samej Polsce doczekał się swoich fanklubów i stron internetowych. Wyjątkowe poczucie humoru i przenikliwe spojrzenie na świat przez pryzmat Ank-Morpork jest jednym z najlepszych przykładów na to, jak w pozornie lekkiej historyjce zawrzeć drugie dno, skłaniające do chwili refleksji i krytycznego przyjrzenia się otaczającej nas rzeczywistości. Nie do każdego jednak przemawia humor Pratchetta czy też jego absurdalne niekiedy pomysły, i jak do niedawna mogliby oni omijać książki Terry’ego szerokim łukiem, tak teraz pojawiła się szansa na zaprzyjaźnienie się z tym nietuzinkowym autorem. A wszystko dzięki równie nietuzinkowej powieści, jaką to wspólnie z Stephenem Baxterem napisał nasz mistrz humoru. Długa Ziemia, bo o niej tutaj mowa, okazała się idealnym przykładem na to, jak pisać s-f satysfakcjonujące zarówno miłośników gatunku, jak i laików w tym temacie.
Zarys fabuły już znacie, częściowo z wstępu, częściowo z licznych recenzji, jakie pojawiły się już w sieci i oczywiście z blurbów prezentowanych przez Prószyńskiego. Nie fabuła jednak jest najważniejsza w tej książce (co niektórzy poczytują jako jedyną zasadniczą wadę tej powieści), a wizja, jaką Baxter i Pratchett przed nami roztaczają. Pomyślcie sami: jakież możliwości otworzyłyby się przed ludźmi, gdybyśmy mogli na nowo zacząć życie gdzieś na odludziu? Bez podatków, policji, przeludnienia i bezrobocia? Gdzie miarą naszego sukcesu byłaby jedynie nasza determinacja i siła mięśni? Optymiści zapewne zakrzykną teraz: hurra! Oto następuje koniec problemów współczesnej Ziemi, niestraszne nam wyczerpywanie się zapasów słodkiej wody i efekt cieplarniany. Ale! Jest też druga, bardziej realna, strona medalu, którą Terry i Stephen postanawiają nam przybliżyć. Swobodne wędrowanie po kolejnych ziemiach (czy też Ziemiach) niesie z sobą ryzyko napotkania Jokera, planety w jakiś sposób zniszczonej, niezdatnej do życia i życiu kroczących zagrażająca. O ile jednak Joker to sprawa spotykana nieczęsto, ot wynik zwykłego rachunku prawdopodobieństwa, o tyle inne zagrożenia mają, niestety, bardziej ludzki wymiar. Wyobraźcie sobie sytuację, w której każdy przestępca może swobodnie uciec policji; wystarczy przekroczyć, odbiec kawałek i znów przekroczyć, znów odbiec… Kolejna sprawa; co się stanie, jeśli wbrew dotychczasowym badaniom Długa Ziemia okaże się zamieszkana? Czy nowi pionierzy mogą spodziewać się ciepłego przyjęcia, czy raczej odebrani zostaną jako najeźdźcy, niczym dawni konkwistadorzy? To tylko niektóre z wielu aspektów przekraczania, jakie przybliżają nam autorzy, i jak szerokie spojrzenie na cała sprawę jest zabiegiem ciekawym, tak należy przyznać, że wątki socjologiczne mimo wszystko zepchnięte zostały na drugi plan.
Długa Ziemia nie jest dziełem monumentalnym i pretendującym do miana arcydzieła wszechczasów. Nie jest klasycznym science fiction, ani znaną wam pratchettowską satyrą na rzeczywistość. Czym zatem jest? Z pewnością Pratchett i Baxter stworzyli dobre podwaliny pod niebanalny cykl opowieści o ludzkiej ekspansji na nowych lądach. Smaczek całej historii to fakt, że lądy owe są niczym innym, jak naszą starą, pozornie znaną nam, Ziemią. Książka pozostawia pewne uczucie niedosytu, wiele elementów potraktowanych zostało zbyt skrótowo, jednak zakończenie opowieści daje nadzieję na kontynuację. A jak doskonale wam wiadomo: nic nie sprzyja lepiej opowiadaniu o wielkim uniwersum niż kilkutomowe powieści, pozwalające autorom odpowiednio wyważyć proporcje między opisami a akcją. Anglojęzyczni miłośnicy Pratchetta przekonają się o tym już w lipcu, nam przyjdzie zapewne poczekać trochę dłużej, ale do tego jesteśmy akurat przyzwyczajeni. W końcu: nic tak nie zaostrza apetytu na książkę niż wyczekiwanie jej premiery, a okres oczekiwania można umilić sobie innymi książkami Pratchetta i Baxtera.
Chyba dzięki tej książce przekonam się do Pratchetta :-)
OdpowiedzUsuńA próbowałeś czytać Świat Dysku?
UsuńTak, próbowałem ale coś innego zajęło mi lekturę, wiem że to pisarz doceniany, ale za pierwszym razem jakoś mi nie podszedł, z kolei Twoja recenzja jest na tyle zachęcająca (jak zawsze), że do niego na pewno teraz zaglądnę :-))
UsuńWiele zależy od tego, którą część Świata Dysku czytałeś jako pierwszą :)
UsuńOby tylko moje zachęcanie nie wyszło Ci bokiem :p
Jak dotąd się nie zawiodłem :-)
UsuńI oby było tak dalej, a gdyby się jednak zdarzyło, to pisz bez ogródek :)
UsuńNie znam jeszcze twórczości Pratchett'a, ale chciałabym to kiedyś zmienić. Mam nadzieję, że się uda.
OdpowiedzUsuńCzas najwyższy! :)
UsuńW sumie to mamy podobne wrażenia. Tylko ja jakoś w tę cyklicznoś nie wierzę, chyba, że Baxter sam by ją pociągnął. Podoba mi się teoria, że autorzy zostawili tak otwarte zakończenie, żeby czytelnik wysilił wyobraźnię i sam rószył na podbój Długiej Ziemi. Ale pewnie się rozczaruję...
OdpowiedzUsuńDrugi tom już niedługo, może do trzeciego Pratchett pociągnie jeszcze? :))
UsuńTerry’ego Pratchetta znam głównie z kilku gier komputerowych, z książkami nie miałem dotąd do czynienia. Świetnie napisana recenzja, zachęca, bardzo zachęca :)
OdpowiedzUsuńPratchetta polecam, zarówno jego Świat Dysku, jak i inne ksiązki :d
UsuńNajeźdźców a nie najemców, zmoro :)
OdpowiedzUsuńzmora babola poprawiła, musiał mnie word po swojemu poprawić i wyszli najemcy zamiast najeźdźców :P
Usuńplus za czujność :D
Ostatnio wpatrywałam się w tę książkę i nawet miałam zamiar ją kupić, jednak los chciał, że w ręce wpadło mi coś innego. Teraz żałuję :)
OdpowiedzUsuńNic straconego: z tego, co mi wiadomo nakład się jeszcze nie wyczerpał :)))
UsuńWspółpraca z Pratchettem jeszcze nigdy nikomu na złe nie wyszła :) Mam nadzieję, że wkrótce zwiedzę "Długą Ziemię".
OdpowiedzUsuńZwiedzaj i daj znać jak wrażenia! :)
UsuńCzeka moja Długa Ziemia i doczekać się nie może, a ja tak lubię światy równoległe! Może w maju uda się ją w plan czytania wkomponować jakoś i też będę mogla chwalić :)
OdpowiedzUsuńJa już nie planuję, nie wychodzi mi to, zwłaszcza, że wsiąkłam w Diunę, a i pierwszą pozycję z UW kupiłam :PPPP
UsuńEch, Terry. Ten człowiek jest tak niesamowicie płodny, że można by pomyśleć, że ma co najmniej roztrojenie jaźni.
OdpowiedzUsuńKto wie, może coś w tym jest? W końcu, każdy geniusz jest po części szalony ^^
UsuńKocham Pratchetta! Właśnie skończyłam czytać i biorę się za recenzję :)
OdpowiedzUsuńE. A mnie jakoś nie porwało.
OdpowiedzUsuń