27 gru 2012

DO POCZYTANIA: dla cierpliwych :D

 
Na początek: spóźnione, ale szczere życzenia świąteczne i noworoczne :)

A teraz czas na trochę prywaty:


Czas sobie ucieka, nawet nie wiem kiedy minęło tyle dni od ostatniego wpisu. Zdecydowanie praca, i to praca fizyczna nie służy takim chudzielcom jak ja. I nie chodzi o to,  że w pracy sobie rady nie dawałam. Chodzi o to, że robiłam wszystko, by wyrobić normę, a po powrocie do domu płaciłam za to wykończeniem  na poziomie hard (czyli: siedzisz przed telewizorem i zastanawiasz się, czy wystarczy ci sił na przetransportowanie się do łóżka). Czasem brakowało mi sił na zrobienie durnej kolacji. A czytanie...
czytanie poszło w kąt. Chwytałam się różnych sposobów: czytania nad ranem, zanim wykończenie wyłączało mi mózg. Czytania w autobusie: nie dało się, bo zawsze jakaś "koleżanka" jechała i marudziła. Czytanie w wersji audio: tutaj prawie znalazłam złoty środek, ale niestety słuchawki na uszach akceptowane są podczas nocek (zwłaszcza jak się ma stanowisko pracy tuż pod nosem brygadzistki). Nie, nie  było tak żeby mi kobiecina zabraniała: mi było głupio ściemniać w momencie, w którym miałam zapieprzać (kto pracował na akord, ten wie, jak sprawa wygląda). No i tak z jednej strony: cieszy się człowiek, że ma pracę, a z drugiej traci wiele. Od sierpnia przerwałam wszystkie swoje współprace (których i tak przecież nie było zbyt wiele), a od października ledwo znajdowałam czas na klasyczne trollowanie na waszych blogach czy kilku forach. Durna, marzyłam że Mikołaj przyniesie mi router, rozwiązanie problemów z dostępem do sieci ( bo komputer osobny mam, działający, z Officem itp...). Ale kabel od internetu jest jeden, a użytkowników sieci dwoje...

Zatem: od dłuższego czasu zaniedbuję blog, czytam zatrważająco mało, a myśl o tym, że nie będę mogła podzielić się wrażeniami "bieżącymi" sprawia, że nawet chwilami czytać mi się nie chce. Bo czytam nie tylko dla mej własnej frajdy: czytam po to, by WAS zachęcić do dobrej literatury, ewentualnie ostrzec przed literaturą kiepską. A brak czasu na wyklikanie kilku tysięcy słów recenzji boli mnie straszliwie.

I tu przychodzi moment na pierwszy istotny fragment tego wpisu:
(kliknij w obrazek a trafisz na stronę wyzwania)
Niedawno, w tym wpisie (KLIK!) wspominałam o akcji, mającej na celu usystematyzowanie mojego bloga. Na czym wyzwanie polega? Otóż wystarczy zadeklarować chęć wzięcia udziału w wyzwaniu, dać znać organizatorowi akcji, poinformować czytelników swojego bloga i... pisać :D 
Do wyboru mamy trzy poziomy trudności:

poziom casual – wystarczy napisać 52 wpisy w ciągu jednego roku; poziom professional – należy publikować przynajmniej jeden wpis w tygodniu – przez cały rok; poziom ultimate – należy publikować przynajmniej jeden wpis wysokiej jakości w tygodniu – przez cały rok.

Dłuższą chwilę zastanawiałam się nad wyborem odpowiedniego poziomu trudności, jak również nad tym, jakie wpisy uznać należy za te "wysokiej jakości", a jakie za zwykłe zapchajdziury ^^ Wyjściem idealnym byłyby dla mnie minimum 4 recenzje miesięcznie, czyli poziom ULTIMATE, ale nie czarujmy się: widzicie sami jak to ostatnio u mnie wygląda, i nie ma sensu porywać się z motyką na słońce. Obecnie wybrałam sobie poziom PROFESSIONAL, choć mam cichą nadzieję, że wskoczę szybko na ULTIMATE i tak się utrzymam. 
Trzymajcie kciuki! A i zachęcam do przyjrzenia się wyzwaniu, może i wam pomoże w bardziej systematycznym prowadzeniu bloga :D

A teraz pora na to, co niektórzy uwielbiają, a innych wkurza niemiłosiernie, czyli... Stosiiik :DDD
Mimo ciężkiej "recenzenckiej" sytuacji dziwnym trafem kilka książek znów pojawiło się w mojej biblioteczce. To ewidentnie znak, że czytać muszę i od literatury się nie uwolnię. Co lepsze: kilka książek zdobyłam dzięki swym recenzjom, a to motywuje jeszcze bardziej. Przejdźmy do dokumentacji fotoaparatowej.

Stos w całej okazałości:

A teraz kolejno:

 Nowy kalendarz. Przez większą część 2012 roku prowadziłam rzetelne zapiski, planowałam co i kiedy zrecenzuję: sprawdzało się idealnie, pomagało dotrzymać terminów i ogólnie motywowało do pisania. Czasem nawet dla pozycji "prywatnych" ustawiałam sobie terminy, i działało. Powyższy terminarz jest efektem dwóch tygodni domięśniowych zastrzyków: panie z przychodni dały mi go chyba na otarcie łez :DD

Klasyczny Pinokio, książka uratowana przed marnym końcem w płomieniach. Nieco sfatygowana, i jeszcze chyba zbyt długa dla Lusi, ale na pewno będę jej poczytywać już za jakiś czas :D

Gwiazda Prawdopodobieństwa, Nancy Kress: szósta przygoda z wydawnictwem Almaz, druga z twórczością Nancy Kress (recenzja pierwszego tomu). Powiem tak: ludzie z tego wydawnictwa co rusz mnie zaskakują, i to pozytywnie :) Recenzja Gwiazdy powinna otworzyć recenzencki rok 2013, lub, przy dobrych układach, zakończyć 2012 :D


Dotyk, Gwen Frost i Za firewallem. Obie książki (była jeszcze trzecia, ale znalazła nowego szczęśliwego właściciela) dostałam za uzasadnienie nominacji "Opowieści praskich" (recenzja) do miana najlepszej książki na jesień.

Skrzydła gniewu, C.S. Friedman: niespodziewana pozycja od Prószyńskiego, kontynuacja Uczty Dusz (recenzja). Książka niespodziewana, bo dotarała do mnie już w czasie, gdy nie zamawiałam nic do recenzji. Niemniej: cieszę się że ją mam, miło jest kompletować kolejną serię :D


 I kolejna wygrana, tym razem w losowaniu u Oisaja. Wygląda na to, że książki Prószyńskiego same do mnie trafiają. I choć rzadko znajdują się wśród nich arcydzieła, to zazwyczaj zapewniają przyjemną dawkę rozrywki. Zobaczymy jak Tron Półksiężyca się sprawdzi :D

A na koniec, klasycznie, wisienka na torcie, czyli:
Krokodylowa Skała, Lucius Shepard. Książka ta kusiła mnie odkąd tylko Wojtek Sedeńko wspomniał o niej na swoim blogu. Wiedziałam jednak, że ani sobie jej nie kupię (cena zaporowa jak na mój portfel), ani nie podejmę recenzowania, a już na pewno nie recenzowania dla portalu. Po przeczytaniu recenzji Maćka Rybickiego jeszcze bardziej zazdrościłam szczęśliwym posiadaczom Sheparda, dlatego też postanowiłam spróbować szczęścia w Solarisowym konkursie na recenzję dnia. I za trzecim razem się udało :D Krokodylowa skała jest u mnie, cieszy oko okładką, ale też i zawartością: dużo, oj dużo w niej treści :D 


Po raz kolejny mój stosik nie umywa się nawet do waszych stosów (zwłaszcza jak u Oceansoul, Fenrira i Harashikena widzę Powergraphowe nabytki: te książki naprawdę świetnie się prezentują na półkach), ale serio serio, i tak się cieszę, i tak (o dziwo!) nazbierało mi się trochę zaległości i jakiś tam zapas lektur do czytania mam. I to jest najważniejsze. Bo książek nigdy nie będzie za dużo w mym domu :)



Chciałam jeszcze wrzucić kilak zdjęć mojej biblioteczki, napisać podsumowanie czytelniczego i recenzenckiego 2012 roku, ale chwilowo dam wam spokój ^^ Podsumowanie pojawi się chyba dopiero na początku stycznia.

Tymczasem do zobaczenia niedługo :D