Z rosyjską literaturą fantastyczną miałam do tej pory niewiele do czynienia, a dotychczasowe przygody należały do średnio udanych: Nik Pierumow mnie zanudził rozmienianiem się na drobne, a bracia Strugaccy swoim Piknikiem na skraju drogi wręcz odwrotnie: skończyli zanim na dobre wczułam się w historię. Co prawda w pamięci mam dość przyjemną przygodę z Wilczarzem (autorstwa Marii Siemionowej), ale była to raczej zwykła rozrywka niż coś konkretniejszego. Krótko mówiąc: rosyjskim autorom nie udało się mnie do tej pory zachwycić, i nie ciągnęło mnie jakoś do dalszego zgłębiania meandrów literatury naszych wschodnich sąsiadów. Gdy jednak wydawnictwo Almaz zapowiedziało premierę Przybyszów z ciemności Michaiła Achmanowa, w moim czytelniczym serduchu zapaliło się światełko nadziei. Poprzednie dwa numery bookazinu SF były nadzwyczaj interesujące, i tego samego spodziewałam się po odsłonie trzeciej. Czy moje nadzieje się spełniły? O tym za chwilkę.Tytuł: Inwazja
Autor: Michaił Achmanow
Cykl Wydawniczy: Przybysze z ciemnośći, tom 1
Wydawnictwo: Almaz
Data wydania: 14. 06. 2012 r.
Ilość stron: 250
Moja ocena: 5/6
Jest rok
2088. Nieco bardziej zglobalizowana niż dzisiaj Ziemia coraz lepiej czuje się w
przestrzeni kosmicznej. Najbliższe nam planety Układu Słonecznego są eksplorowane
i/lub badane, a ludzkość stara się sięgać coraz dalej. W połowie 2088 roku
Skowronek, średniej wielkości krążownik Pierwszej Floty Kosmicznej, napotyka
dziwną anomalię. Wysłane na zwiad myśliwce, w tym gryf pilotowany przez Pawła
Litwina, stają się świadkiem zagłady krążownika, a sami zostają więźniami na
statku Obcych. W tym samym czasie na Ziemi toczą się klasyczne potyczki
polityczne, które choć stanowią mniejszy odsetek fabuły niż losy Litwina na
statku bino faata (tak bowiem nazywa się główna frakcja obcych), to pozwalają
na głębsze poznanie realiów Ziemi AD 2088, zwłaszcza w kwestiach dotyczących
istniejących unii, obowiązującej waluty, a także sympatii i antypatii między
najważniejszymi państwami świata.
Nie ukrywam,
że pierwsze trzy rozdziały Inwazji wprowadziły niemały zamęt:
nie dość, że przedstawiają wydarzenia z trzech przedziałów czasowych (nawet,
jeśli są to przedziały oddzielone krótkim okresem czasu), to dodatkowo opisują
trzy oddzielne grupy, co oznacza trojakie spojrzenie na chociażby stary dobry
Układ Słoneczny. Na szczęście szybko wprowadzeni zostajemy w zasadnicze dla
fabuły wątki, i akcja nabiera stałego tempa, które choć nie karkołomne, to nie
pozwala na oderwanie się od lektury. Zarówno postać głównego bohatera, bino
faata, jak i ziemskich polityków pasują do siebie i idealnie wpisują w motyw
inwazji obcych na staruszkę Ziemię. Paweł Litwin jest dobrze zbudowanym, inteligentnym
i butnym facetem przedkładającym losy ludzkości nad swoje życie, politycy grają
w gierki i statek obcych, zbliżający się nieuchronnie do mateczki Ziemi,
traktują jako kartę przetargową odwiecznych gierkach między mocarstwami, a
kosmici… cóż, ci jak zwykle pożądają naszej planety, która dziwnym zrządzeniem
losu ma idealne dla nich parametry.
O dziwo,
bardzo mi przypadły do gustu momenty, w których Achmanow opisuje sprawy techniczne, od budowy ziemskich i
kosmicznych statków, przez przebieg walk, po quasi-żywe statki bino faata. Nawet
jeśli chwilowo można poczuć się zagubionym w terminologii, to prędzej czy
później kluczowe elementy wyjaśniane są albo doświadczalnie, albo przez
dyskusje kolejnych bohaterów. Co prawda ciężko jest mi stwierdzić, na ile
realistyczne są te wszystkie szczegóły, jednak wykształcenie i doświadczenie Achmanowa pozwalają na pewien kredyt
zaufania - Michaił ukończył fizykę
na leningradzkim uniwersytecie, pracował w biurze konstruktorskim
przekształconym później w instytut naukowy, a swą twórczość stricte literacką
rozpoczął od przekładania Van Gotha, Farmera, McCaffrey’a i „Doca” Smitha. Ma
on też na koncie kontynuacje nieśmiertelnego Conana i wiele, wiele innych
książek, z których w Polsce wprawdzie wydano niewiele, ale czuję, że po
sukcesie Przybyszów z ciemności jakieś
wydawnictwo weźmie na warsztat jego pozostałą twórczość.
Jest jeszcze
małe „coś”, które nie pozwala mi do końca na bezkrytyczne peany pochwalne pod
adresem autora Inwazji. Zapewne wynika to z pewnej nadwrażliwości na wszelakie
objawy(zamierzone bądź nie) rasizmu, lecz nie da się ukryć, że pan Achmanow nie przepada za chińczykami. W
całej książce znajdziemy kilka zdań nacechowanych wyraźną antypatią do tej
nacji, a, co więcej, Ziemia w Inwazji zdecydowanie odcina się od
kraju środka, widząc go jako jawne zagrożenie dla ludzkości. Oczywiście nie
przypisuję tego zabiegu literackiego jako jakiś rażącą wadę, co nie zmienia
faktu, że takie upolitycznienie jest przysłowiową łyżką dziegciu przypadkowo
dodaną do beczki miodu i trochę psuje mój niemal bezkrytyczny odbiór Inwazji.
Pierwszy tom Przybyszów z ciemności to zdecydowanie
udana przygoda w świecie space opery, nadająca się nawet dla nowicjuszy w tym
podgatunku sf. Mam nadzieję, że kolejne tomy dodadzą całości nieco więcej
epickości, która według mnie powinna towarzyszyć space operze, i chociaż pewnie
Achmanow nie zbliży się nawet do
magicznego i klasycznego Franka Herberta, to i tak zapewni czytelnikom
kilku chwil rozrywki i zadumy. Bo o to przecież właśnie chodzi w dobrej
literaturze: by czytelnik dobrze się bawiąc wysilił trochę wyobraźnię, a po
zakończeniu lektury pragnął kontynuacji ciekawej historii.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu
Ja jestem na razie po paru pierwszych rozdziałach, więc tylko pobieżnie przejrzałam Twoją recenzję, żeby sobie nic nie zdradzać, ani sugerować ;) Ale jak do tej pory czyta mi się dobrze, aczkolwiek wolno. Ale wiem, że potem się rozkręca, więc nie tracę nadziei. A i ocena 5/6 u Ciebie do czegoś zobowiązuje to i nie mam co się martwić :D
OdpowiedzUsuńAchmanow to typowa space opera, a Inwazja to preludium do kloejnych tomów:)
UsuńA moja ocena totalnie subiektywna jest ;p
Z wielką checia przeczytam jak tylko wpadnie mi w rece :D
OdpowiedzUsuńA strzelają do kosmitów? Bo ja generalnie nie lubię, jak strzelają do czegoś inteligentniejszego i łagodniejszego od xenomorfa.;) Swoją drogą, okładka tak dalece mi się nie podoba (o dziwo, przez dobór liter, nie przez grafikę), że nawet bym nie spojrzała na tę książkę, ale Twoja recenzja bardzo kusi. Tylko czy do tych kosmitów strzelają...;)
OdpowiedzUsuńPS. Mam uporczywą wizję odnośnie końca tego cyklu: Litwin patatający na swoim wiernym myśliwcu w stronę zachodzącego centrum galaktyki... źle ze mną.
Trochu strielaju, ale i towariszie dłużni nie pozostają ^^ A obcy raczej do pacyfistów nie należą:)Nie martw się, bezpośrednich walk nie jest za dużo, a bino faata mimo elfiego wyglądu mają w sobie wiele sk**skich cech :P
UsuńPs. Myśl o patatającym Litwinie rozwaliło mi konsteukcję ;p
UsuńHeh, nie czytam, bo sam właśnie piszę recenzję "Inwazji". Jak będę po, zerknę jakie odczucia u Ciebie i się podyskutuje. ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe, ale chyba na razie nie ;)
OdpowiedzUsuńZa duża kolejka zaległych pozycji? :)
UsuńPozycje w planach na 4-5 lat do przodu, na półkach 2-3? ;)
UsuńChciałabym tak mieć :)
UsuńMnie też okładka nie przypadła do gustu, ale z tego, co piszesz, wnioskuję, że jednak warto. Może zaryzykuję ;)
OdpowiedzUsuńOkładka jak okładka, grunt że zawartość ciekawa :D
UsuńTo Achmanow ma niby uprzedzenie do Chińczyków, a Ty sama piszesz o nich z małej litery. ;p
OdpowiedzUsuńCo do wymowy całości zgadzam się jednak w 100%. Trzyma w napięciu ta "Inwazja", oj trzyma.
A że, jak piszesz "pewnie Achmanow nie zbliży się nawet do magicznego i klasycznego Franka Herberta", to rzecz wiadoma. Mimo całej przyjemności z lektury, to nie ten kaliber. ;)
Jam jest ten, co nie szanuje wartości i wszystko pisze z małej litery prócz odwiecznie zwycięskiego miana Szatana :P
UsuńA szkoda, jak kocham Herberta ( z resztą, właśnie sobie Diunę czytam), tak mi brakuję takiej interreakcji między konwencją SF, a elementami fantasy ( dziedzic, co ma w krwi jakieś tam zdolności itp).
Diuny nic nie pokona, Achmanow to coś dobrego i tyle :)
No jak Szatana piszesz z dużej, to jestem w stanie zrozumieć taki zabieg. ;)
OdpowiedzUsuńNo proszę, ja z kolei w przerwie między książkami do recenzji, czytam obecnie "Dzieci Diuny". ;) Tym razem, poza oryginalnym cyklem, chcę zahaczyć także o kontynuacje, prequele i midquele Herberta juniora i Andersona. (Bo z nich do tej pory czytałem tylko "Rody".)
Za Herberta syna zamierzam się kiedyś zabrać, ale mam obawy czy nie pryśnie czas starej dobrej Diuny :(
UsuńJeśli tak się właśnie nastawiasz, to obawiam się, że pryśnie. To zupełnie inne książki. Nastaw się bardziej na space operę niż na sf ze sporymi elementami filozoficznymi, to może nie zakończysz przygody z prozą Juniora rozczarowaniem. ;)
UsuńDlatego też na razie polować będę na Franka (bo pierwszą część pochłonęłam w jedną dobę) :P
Usuń