Tytuł: Zaginione Wrota
Autor: Orson Scott Card
Cykl Wydawniczy: Mither Mages, t.1
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 15. 05. 2012
Ilość stron: 448
Moja ocena: 4/6
Wydawałoby się, że w materii powieści młodzieżowej
powiedziano już wszystko, zwłaszcza po spektakularnym sukcesie Harry’ego Pottera. Odkąd świat oszalał
na punkcie książek J.K Rowling wszystkie dzieła skierowane do młodego
czytelnika zdają się być tylko mniej lub bardziej udanymi kopiami historii o
młodym chłopcu (tudzież dziewczynce), na barkach którego spoczywa los świata.
Nastały czasy, w których autorzy książek dla młodzieży traktują swoich
odbiorców jak naiwne i często głupie dzieci, na siłę starając się wtłaczać
uniwersalne wartości pod słodką otoczkę bajki mającej z rzeczywistością tyle
wspólnego, ile kreskówki dla najmłodszych. W momencie, gdy książki zamiast
kształcić ogłupiają, Orson Scott Card
po raz kolejny wraca na scenę, tym razem z całkowicie nową historią, skierowaną
do młodszych czytelników. Już samo nazwisko autora Zaginionych Wrót jest
zapewnieniem niebanalnej, trochę baśniowej, ale i niepozbawionej realizmu
opowieści.
Trzynastoletni Danny jest normalnym chłopcem, lecz w jego
przypadku normalność, nawet posiłkowana dobrymi wynikami w nauce i smykałką do
języków obcych nie jest cechą pozytywną. Danny bowiem pochodzi z rodu Northów,
potomków dawnych bogów, którzy mimo trwającego czternaście stuleci oddzielenia
od swojego świata macierzystego nadal posiadają moce niedostępne zwykłym
śmiertelnikom. Northowie rządzą się brutalnymi zasadami: członek rodziny nieprzejawiający
żadnych nadnaturalnych umiejętności musi zostać zgładzony, by nie osłabiać
rodu, nie może też on opuścić rodziny, gdyż, jak łatwo się domyślić, istnienie nietypowej
społeczności jest skrzętnie ukrywane przed normalnymi ludźmi. Gdy Danny usiłuje
znaleźć jakieś wyjście z patowej sytuacji okazuje się, że wbrew pozorom może
być jeszcze gorzej: pozorny brak normalnych dla Northów umiejętności jest
niczym innym jak oznaką, że Dan jest pierwszym od ponad tysiąca lat Magiem
Wrót. Cóż w tym strasznego? Otóż po dość tragicznych wydarzeniach w przeszłości
wszyscy Westilianie uchwalili, iż Magowie Wrót nie mają prawa istnieć i na
każdego wydany zostaje automatyczny wyrok śmierci. Nasz bohater zostaje
zmuszony do podjęcia kroków mających na celu zachowanie życia i poznanie
tajemnicy ostatniego wielkiego Maga Wrót.
Choć historia zdaje się być banalną, to, wbrew pozorom, taka
nie jest. Już dawno na naszym rynku wydawniczym nie pojawiło się nic, co
skierowane do nastoletniego czytelnika potrafiłoby wciągnąć kogoś nieco
starszego, nie rażąc przy tym konieczną schematycznością. Głównym atutem Zaginionych
Wrót jest szacunek, jakim Card
darzy swoich odbiorców, pisząc o sprawach takich jak seksualność młodych ludzi,
czy realne zagrożenia, jakie czyhają na dzieci ze strony skrzywionych
psychicznie osobników. Nie od dziś wiemy, że współczesne nastolatki są o wiele
bardziej bezpruderyjne, niż sami chcielibyśmy przyznać. Nie obce są im tematy
związane z seksem, a śmierć, nawet tragiczna i okraszona hektolitrami krwi, nie
jest dla nich niczym nowym. Wszystko to dostają codziennie podane na tacy
zarówno za pośrednictwem telewizji, jak i Internetu. Dlatego też nieodmiennie
dziwiło mnie podejście niektórych autorów do tych właśnie tematów, w swoich
książkach przemilczając je lub traktując z dużą dozą poprawności politycznej,
często zakrawającej na absurd. Card nie
bawi się w takie podchody, doskonale wiedząc, co może się dziać w umyśle
trzynastolatka nagle postawionego przed atrakcyjną i na wpół rozebraną młodą
kobietą. Nie boi się on też poruszenia motywu odrzucenia przez rodzinę czy
choćby kwestii poświęcenia jednostki w ramach dobra ogółu, jednak tym razem, w
odróżnieniu od swoich poprzednich powieści, czyni to w sposób nieco
subtelniejszy, ale mimo wszystko nieprzesłodzony czy do przesady delikatny.
Warstwa fabularna Zaginionych Wrót jest świetnie
dopracowana, a stan wiedzy czytelnika na temat świata przedstawionego jest
stopniowo i z wyczuciem powiększany, bez łopatologicznego wyjaśniania nam
mechanizmów nim rządzącym. Antagonistycznie do klasycznego już Harry’ego tym razem mamy do czynienia z
chłopcem, który o nadprzyrodzonych rzeczach wie mniej więcej tyle samo, co jego
krewniacy, za to świat „suszłaków”, czyli pospolitych homo sapiens jest dla
niego totalną tajemnicą, i zmuszony zaistniałą sytuacją zaczyna się go uczyć.
Dzięki temu zabiegowi dość sprytnie Card
przemyca w swojej książce krytykę współczesnego świata, który widziany oczami
osobnika wychowanego w odosobnieniu od dobrodziejstw centrów handlowych czy
publicznych bibliotek zdaje się być czymś do bólu nielogicznym. Przypomina to
nieco szok kulturowy, jaki często przeżywają młodzi ludzie przyjeżdżający do
większego miasta wprost z małych społeczności lub po prostu piętnuje powszechną
znieczulicę społeczną czy pozorne zinstytucjonalizowanie każdej dziedziny życia
– gros ludzi postępuje według narzuconych przepisów zdając sobie sprawę z ich bezcelowości,
lecz brak im samozaparcia by wykazać jakąś inicjatywę.
Nie da się ukryć faktu, że lubię prozę Orsona Scotta Carda, nawet pomimo częstego we wcześniejszych
pozycjach wpadania w ton moralizatorski. Tym razem, na szczęście, autor potrafił
odnaleźć złoty środek i idealnie wyważył zamierzone przekazanie wartości z
przedstawieniem nad wyraz ciekawego świata. Liczne nawiązania do przeróżnych
mitologii ze szczególnym naciskiem na mitologię nordycką stanowią łakomy kąsek
dla każdego, komu na dźwięk imienia Loki szybciej bije serducho. W końcu, nikt
wcześniej nie wspomniał o tym, że Lokich mogło być więcej…
Dawno nie miałam styczności z tak przyjemnym i ciekawym
dziełem poświęconym nastoletnim czytelnikom. Co więcej, klasycznego Carda, irytującego pseudofilozoficznymi
zagrywkami, znajdziemy tutaj niewiele, a to już zdecydowany plus. Miło jest
widzieć, jak autor wyrywa się z narzuconych sobie schematów i próbuje czegoś
nowego. Krótko mówiąc: Zaginione Wrota to naprawdę dobry
wstęp do nowej serii, oby następne pozycje utrzymały tę lekkość odbioru
połączoną z naprawdę świetnym warsztatem pisarza. Jeśli chcecie przeczytać coś
młodzieżowego, ale niebędącego ogłupiającym „paranormalem”, to sięgajcie po Zaginione
Wrota, a nuż poczujecie potrzebę zagłębienie się w inne światy Orsona Scotta Carda, które choć raz
lepsze, raz gorsze, to niosą w sobie coś wyjątkowego.
Recenzja napisana dla portalu:
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję panu Marcinowi Zwierzchowskiemu z wydawnictwa
Dzięki za link :)
OdpowiedzUsuńMoże trochę banalnie zabrzmią moje następne słowa, ale bardzo przyjemnie czytało mi się Twoją recenzję.
W tej książce spodobało mi się (huh, zapomniałam napisać we własnej recenzji), że magia to w tej książce tylko przykrywka i tak jak napisałaś - traktuje o rzeczach, które na prawdę się dzieją, czyli odrzucenie przez rodzinę i inne niebezpieczeństwa.
Ze swojej strony mam ochotę na inne spotkania z tym autorem i mam nadzieję zrobić to w następnym czasie :)
Miło mi to słyszeć :)
UsuńSpróbuj "Gry Endera" lub "Ucznia Alvina" - to były moje pierwsze przygody z Cardem :)
z przyjemnością zasiadłabym do lektury :)
OdpowiedzUsuńZnam Carda tylko z "Tropiciela" ale przekonujesz mnie, że warto sięgnąć po więcej :) Trzeba będzie spróbować :D
OdpowiedzUsuń"Tropiciela" akurat nie miałam przyjemności czytać, ale "Zaginione Wrota" były naprawdę przyjemne :D
Usuń"Tropiciel" całkiem fajny, tylko to też 1 tom z cyklu i zdaje się Card cykl tworzy :D, więc dalej chwilowo się nie da. Ale jak gdzieś trafisz, to pewnie Ci się spodoba :) W razie czego zawsze mogę pożyczyć z nadzieją , że PP nie zgubi :D
UsuńHeh,to ja z "Tropicielem" spasuję - obecnie mam zaczęte trzy jego cykle,czwarty to przesada ^^
UsuńNiespecjalnie ciągnie mnie do tej książki, niestety :(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńAle mi narobiłaś ochoty!
OdpowiedzUsuńTa książka czeka u mnie na półce na swoją kolej :) Ciekawa jestem czy wywrze na mnie takie samo odczucie ^^
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tak :) Podeślij link jak przeczytasz i zrecenzujesz - porównamy wrażenia :D
UsuńNie do końca się zgodzę z tą "powieścią dla młodzieży", za mało jest pod tym względem dydaktyczna (pokazanie kradzieży jako w sumie dobrej zabawy), a i treść bardziej jednak naukowa niż chociażby "Pottery" czy "Wojny Duszków" ale całościowo faktycznie warto.
OdpowiedzUsuńCard po raz kolejny udowodnił klasę i mnie nie zawiódł.
Niedługo zresztą u mnie na blogu też pojawi się recenzja, także zapraszam do ponownych odwiedzin. ;)
Owszem, kradzież był dobrą zabawą, ale w ogólnym rozrachunku okazała się nader niebezpieczna i Danny zrezygnował z tej ścieżki rozwoju ^^ No i chyba lepiej gdy bohater pozna konsekwencje swoich czynów i sam dojdzie do odpowiednich wniosków niż żeby jakiś "staruch" mu prawił morały :P
UsuńWciąż nie jestem do końca przekonany (dojście Danny'ego do takich wniosków powinno być wyraźniejsze), ale jestem w stanie przyjąć takie wytłumaczenie. ;) Zresztą to szczegół, w żadnej mierze nie przeszkadzający w tej bardzo dobrej lekturze.
UsuńMam tylko nadzieję, że drugi tom ukaże się dosyć szybko. Nie lubię czekać. (Och, Grzędowiczu, Grzędowiczu...)
Święte słowa o tych nowych seriach...
UsuńCo do Carda masz rację, tutaj raczej nie ma się czego bać, chociaż trochę się obawiam tylko o swoją pamięć (przeczytałem i "Tropiciela" i "Zaginione Wrota", i gdy za powiedzmy rok wyjdą kolejne części obu serii, nie wiem czy nie będę musiał sobie przypominać...)
Mam nadzieję, że i w przypadku Friedman i Remica pierwsze tomy będą się sprzedawać na tyle dobrze, że jednak poznamy ich kontynuacje.
Sam też kiedyś robiłem tak jak Ty, czyli czytałem serie dawno już zakończone, albo takie, gdzie zanim dojdę do bieżącego tomu, będzie już widać koniec na horyzoncie, jednak ostatnimi czasy zmieniłem nieco strategię. Po części ze względu na recenzje, ale tez dlatego, że jednak dobrze być na bieżąco. :) Chociaż z drugiej strony czekanie potrafi doprowadzić do białej gorączki, nieprawdaż? ;)
Ps. Nie do końca orientuję się w regułach odpisywań, jest jakoś ogólnie przyjęte? Odpisywać u siebie, czy lepiej jednak na blogu kogoś, z kim wymienia się opinie? (W tym przypadku jeszcze zrobię to w obydwu miejscach :) )
Myślę że po nią sięgnę, po twojej recenzji strasznie mnie ta książka zaciekawiła.
OdpowiedzUsuńPolecam:)
UsuńRównież miałam przyjemność przeczytać książkę i bardzo mi się podobała. Pozostaje mi sięgnąć po sławną Grę Endera, bo tak o niej głośno,a ja jej jeszcze nie czytałam.
OdpowiedzUsuń"Gra Endera" jest genialna, choć w moim odczuciu dużo bardziej... depresyjna? Mimo to pochłonęłam ją już dawno, i do dzisiaj siedzi gdzieś w mojej głowie :)
UsuńJa swego czasu czytałam wspomnianego już wcześniej "Tropiciela" i mimo że był w porządku, to jednak wydał mi się lekko mdły i nie zaciekawił mnie na tyle, żebym sięgnęła po inne powieści Carda. Natomiast "Zaginione wrota" w Twojej recenzji plasują się całkiem nieźle, więc może może jak znajdę chwilę czasu, to przeczytam? : P
OdpowiedzUsuńSpotkałam się z opinią, że "Tropiciel" jest symptomem wypalenia Carda (co nie byłoby znów tak dziwne, w końcu stworzył on już tyle powieści...)
UsuńJako młodzieżówka "Zaginione Wrota" dobrze się sprawdzają, a przynajmniej ja czytałam je bez zgrzytania zębami ^^
Żadne tam wypalenie. "Tropiciel" jest też bardzo dobry. ;)
Usuń