Tytuł: Epidemie i zarazy
Autor: antologia
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 528
Moja ocena: 3,5/6
Epidemie i zarazy to temat dość chwytliwy i obecny w naszej świadomości. Każdy doskonale wie, czym była czarna śmierć i widział jak wyglądały ofiary czarnej ospy. Epidemie się zmieniają, są jednak wciąż na topie, choć z biegiem lat coraz to inne choroby stają się zagrożeniem dla całego świata. Jeszcze kilka lat temu ludzkość skupiała się na wirusie HIV, później mieliśmy chorobę szalonych krów, wirus AH1N1, a w zeszłym roku stare poczciwe bakterie E. coli przypomniały światu o konieczności zachowania podstaw higieny. Nie jest dziwnym więc fakt, że Fabryka Słów wydała antologię opowiadań Epidemie i Zarazy, w której kilku mniej lub bardziej znanych polskich pisarzy pochyliło się nad tym tematem, dając czytelnikom przegląd różnych oblicz zarazy, a chociaż od wydania rzeczonego tomu minęły już cztery lata, a opowiadania osadzone zostały w różnych ramach czasowych, to pozycja nadal jawi się jako aktualna i skłaniająca do refleksji.
Alfred Hitchock powiedział kiedyś: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Tego samego oczekuję od antologii - dobry zbiór opowiadań powinien zaczynać się od tekstu w pełni przedstawiającego założenia danego tomu, a kolejne utwory muszą przynajmniej trzymać poziom tego pierwszego. Gdyby jednak stosować tylko jedno kryterium, to Epidemie i zarazy musielibyśmy zaliczyć do zbiorów nietrafionych, a przynajmniej nieprzemyślanych. Opowiadanko Andrzeja Pilipiuka, liche 21 stron, o enigmatycznym tytule Parowóz jest chyba najlepszym przykładem tego, jak nie należy pisać tekstów tego typu. Nazywający się Wielkim Grafomanem Pilipiuk tym razem dał popis grafomaństwa zupełnego, oferując nam miałką i przewidywalną historię, która stanowczo zaniża odbiór książki jako całości, a także zdaje się być wtłoczonym na siłę chwytem marketingowym. Dodatkowo nazbyt oczywista ilustracja obrazująca to opowiadanie odziera je z resztek tajemniczości i nie pozostawia niczego w sferze domysłów. Na szczęście kiepskie wrażenie zacierają kolejne teksty, choć i one prezentują różny poziom.
Najbardziej klasycznie do zagadnienia podszedł Michał Cholewa w opowiadaniu Ognisko 11, które przedstawia ostatni dzień kwarantanny w miasteczku Tyenne, odgrodzonym od świata Kurtyną – polem siłowym mającym na celu zapobieżenie rozprzestrzeniania się wirusa wywołującego Syndrom. Ze względu na zbliżający się huragan, będący zagrożeniem dla Kurtyny, ognisko liczące ponad siedem tysięcy dusz ma zostać zlikwidowane, a jedynym ratunkiem dla mieszkańców, sił porządkowych i kontyngentu naukowego jest przyjęcie szczepionki oraz natychmiastowa ucieczka. Jednak czas na przeprowadzenie ewakuacji jest ograniczony, podobnie jak ilość dostępnych szczepionek. Zakończenie Ogniska 11, choć sentymentalne i przewidywalne, jak cała historia przedstawiona przez Michała Cholewę, znakomicie wpisuje się w historię walki z tajemniczym wirusem i pokazuje, że za bezdusznym wizjerem bioshieldu kryją się ludzie zdolni do bohaterskich czynów.
Na szczególną uwagę w tym zbiorze na pewno zasługuje opowieść przytoczona przez Rafała Dębskiego. Akcja Ketew Meriri rozgrywa się w czasach drugiej wojny światowej, a sam tytuł to nic innego jak imię chłopca, który roznosi zarazę. Zauważa się go w miejscach, w których śmierć ma zebrać większe niż zazwyczaj żniwo, jednak okazuje się, że tym razem zaraza nie ma wymiaru fizycznego, a duchowy. Opowieść Dębskiego miała przygnębić i zasmucić odbiorcę i ten cel został osiągnięty, a Ketew Meriri jest zdecydowanie najbardziej emocjonalnym dziełem w antologii, lecz pozostawia pewien czytelniczy niedosyt, a wywołane emocje zdają się być jedynie rekompensatą za zbyt krótkie i enigmatyczne opowiadanie.
Anna Kańtoch również oferuje nam dużą dawkę emocji w swoich Światach Dantego. Na Ziemi szaleje zaraza, ludzie odkrywają tajemnicze bramy wiodące do światów rodem z najpopularniejszych mitologii. Poszukiwania lekarstwa na trawiącą ludzkość chorobę zaprowadzają grupę badawczą do istnego dantejskiego piekła, w którym nic nie ma stałego kształtu, a diabły morfują z prędkością potrafiącą przyprawić o zawrót głowy, potęgowany dodatkowo przez wyjątkowo napięte relacje między bohaterami. Dodajmy do tego wiecznie płonące ciała grzeszników, śmierć czyhającą za każdym rogiem i apokaliptyczne zakończenie, a otrzymamy opowiadanie wciągające od pierwszej do ostatniej litery.
Drugim po Parowozie Pilipiuka słabym opowiadaniem jest Piwnica Pawła Siedlara, która nie dość, że wykorzystuje stary jak świat motyw przeniesienia się w czasie, to na dodatek najzwyczajniej w świecie nuży czytelnika. Akcja rozwija się mozolnie, główny bohater – młody współczesny chłopiec jest mało realistyczny, zarówno podczas przebywania w swoich czasach, jak i w tracie przymusowego pobytu w średniowiecznym Krakowie. Dodatkowo zgoła niepotrzebne wydają się szczegółowe opisy lokacji, porównywanie ich wyglądu kiedyś i teraz. Jedynie zakończenie podnosi nieco poziom całości, co nie zmienia faktu, że Piwnica najzwyczajniej w świecie jest opowiadaniem nudnym i niewnoszącym niczego nowego do wizji zarazy.
Opowieściami dobrymi, choć nie wybitnymi, są teksty Jakuba Ćwieka i Tomasza Duszyńskiego, które mimo osadzenia w różnych ramach czasowych traktują o tym, jak epidemie mogą służyć polityce i wojnie. Zarówno Dom na Wzgórzu, jak i Antidotum pokazują nam sposób, w jaki ludzie nikczemni potrafią wykorzystać dostęp do antidotum i jak decyzje określonych grup wpływają na losy całego świata. Obu autorom udało się również sugestywnie zakończyć swoje opowieści, zostawiając szerokie pole do popisu czytelniczej wyobraźni.
Ostatnią perełką w fabrycznej cegiełce jest opowiadanie Jacka Komudy, który to zabiera nas na Karaiby i wplątuje w handlowo-pirackie porachunki z zarazą w tle. Sześćset cetnarów piekła początkowo zdaje się typową dla autora marynistyczną opowiastką, lecz z każdym akapitem robi się coraz bardziej tajemniczo, a główny bohater zaczyna czuć oddech Czarnej Śmierci na karku. Niewątpliwie dużym plusem jest tutaj właśnie główny bohater, który w żadnym wypadku nie jest postacią kryształową i bez wahania potrafi poświęcić życie innych, byle tylko zachować swoje w miarę nienaruszonym stanie. Cięty język bohaterów i pirackie klimaty zapewniają świetną rozrywkę, a personifikacja zarazy realnie przeraża, czyniąc z opowiadania Komudy przykład dobrze wyważonej i napisanej krótkiej formy literackiej.
Podsumowując – zbiór Epidemie i Zarazy w ogólnym rozrachunku plasuje się nieco powyżej średniej, gdyż dobre wrażenie, jakie robią na nas Komuda czy Kańtoch z powodzeniem niszczone jest przez tragiczny wstęp Pilipiuka czy nudną opowiastkę Siedlara. Sentymentalny i przewidywalny Cholewa, choć trzyma się konwencji, to nie porywa czytelnika, przez co całość można określić jako przyzwoitą, aczkolwiek lekko niedopracowaną pod względem doboru zawartości antologię. W większości przypadków nie można narzekać na nudę, ale książka ta traktowana powinna być raczej jako ciekawostkę niż pozycję obowiązkową.
Moja ocena: 3,5/6
Recenzja napisana dla portalu:
Czyli chyba sobie podaruję, choć tematyka interesująca. Szkoda, że nie wykorzystano jej potencjału:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zawsze możesz przeczytać tylko te ciekawsze opowiadania :)
UsuńSzkoda, ale od dawna nie czytałam dobrej antologii Fabryki Słów...
Wciąż nie jestem zagorzałą fanką opowiadań i antologii; o ile te najlepsze przyciągają mnie od czasu do czasu, to już na te nieco słabsze jakoś nie mam ochoty. Z dwojga złego wolę słabszą powieść. :D A że tematyka zbioru jakoś mnie nie pociąga, to raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że ciężko o dobrą i równą antologię, a już w polskim wykonaniu jest to chyba wręcz niemożliwe...
UsuńAle ciągle szukam, może kiedyś rodzimi autorzy mnie zaskoczą?? :P
"Science Fiction" od Powergraphu jest równą, dobrą i polską antologią. :)
UsuńWychodzi na to, że jakoś antologii zależy od wydawnictwa ^^
UsuńPowiedziałabym, że bezpośrednio od nazwisk autorów, jakich znajdziemy w środku, a więc pośrednio - faktycznie od wydawnictwa, które do takowej antologii wpycha "swoich". ^^
UsuńI tutaj mogłaby się wywiązać ciekawa dyskusja na temat poziomu Fabrycznych antologii czy ogólnie książek, ale wszyscy wiemy jak to wygląda ^^
UsuńTyle znanych nazwisk na okładce, a wyszło jak zwykle... czyli przeciętnie. Mimo wszystko chyba jakbym ją gdzieś zobaczyła to bym się skusiła, bo te parę lepszych opowiadań brzmi naprawdę nieźle :)
OdpowiedzUsuńWiesz, cudów się nie spodziewałam, ale chociażby dla Kańtoch i Komudy warto rzucić okiem :)
UsuńLubię antologie i jak to z nimi bywa - są opowiadanie lepsze i gorsze. Dają taki szybki przegląd co kto i jak pisze.
OdpowiedzUsuńWeryfikację w końcu udało mi się wyłączyć - admini sprawnie zadziałali:)
Czas, tylko widzę mam jeszcze ciągle wschodnio-amerykański...
Fakt - nie każdy autor dobry w powieściach potrafi zaczarować czytelnika w krótkiej formie.
UsuńZ tym czasem w komentarzach to porażka jakaś, choć jeszcze znośna- dobrze że przy dodawaniu postów nie ma takiego problemu :)
Aaaaaaaaaaaahahaha!!!!!:D Zrobiłem 42-tysięczne wejście!!!:))))
OdpowiedzUsuńTo jakaś nagroda może za to?;P Może być uśmiech autorki bloga w kolejnym poście;PPP
Żartowałem;)
:) :)
Usuń