19 lut 2012

Top 10 - muzyczni idole









Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.
Dziś przyszła pora na... Dziesięciu muzycznych idoli!



Niech to licho! Już miesiąc minął od mojego ostatniego rankingu, ale zajmowanie się córą i babcią tak mnie wykańcza, że najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się wysilać szarych komórek.Przy recenzji wiadomo - człowiek prześpi się z książką, napisze wstęp i jakoś to leci. A przy rankingach trzeba się zastanowić, dokonać selekcji.... Dlatego też poprzednie tematy sobie odpuściłam, ale muzycznego nie mogłam przegapić :D
Oto mój ranking. Myślałam, że nie zmieszczę się w dziesiątce. Ale wszystkie zespoły, które tutaj zobaczycie, są dla mnie w jakiś sposób ważne. Kolejność jest mniej więcej przypadkowa :D





HELLOWEEN
Zaczęło się niewinnie. Na moim ulubionym forum dwoje użytkowników polecało od czasu do czasu utwory tego zespołu. I tak sobie podsłuchiwałam, ale bez większego "szału", aż któregoś pięknego dnia Sol lub Dark Star wrzucili link do All Over The Nations. Oszalałam, załatwiłam sobie całą płytę The Dark Ride, i dałam się porwać mocy tego zespołu. I choć koncertowo wypadają obecnie słabo (zwłaszcza podstarzały i zmęczony życiem wokal) to studyjnych uwielbiam i wracam do nich zawsze, gdy muszę podładować bateryjki. Marzy mi się koszulka z ich logo (bo naszywkę na torebce już mam i uwieeelbiam) :D


ROOTWATER
Wybaczcie wulgaryzm, ale ten zespół ma pierdolnięcie :) Płyta przyniesiona została kiedyś do mojej kochanej knajpy przez mojego dobrego znajomego, uparcie kształcącego mnie muzycznie i usiłującego przekonać do cięższej muzyki. Rootwater był akceptowany przez mojego szefa jedynie gdzieś w okolicach godziny 3-4 nad ranem, ale  za to niesamowicie dodawał mi sił na użeranie się z pijanymi i upierdliwymi klientami :) Chłopcy są specyficzni, są pozytywni i dają kopa - a tego czasem potrzebuję najbardziej :D


KAT.


Zespół, do którego przekonał mnie mój były luby. Długo nie mogłam pojąć co też jest fajnego w tym "darciu mordy". Długo też po prostu nie rozumiałam Kostrzewskiego, wokal był dla mnie niezrozumiałym połączeniem ryku z bełkotem. Aż przeczytałam kilka tekstów - i jakoś "wpadłam":)Moją ulubioną płytą jest właśnie "Róże miłości najchętniej przyjmują się na grobach", utwory z niej uspokajają mnie :)Choć oczywiście i rąbanki w wykonaniu Kata lubię posłuchać.

Ciekawostka - gdy byłam z Lusią w ciąży Kat był jednym z nielicznych zespołów, które potrafiły małą uspokoić i powstrzymać od kopania mnie po żebrach :D


RHAPSODY OF FIRE

Trochę power metalu, trochę epic metalu i trochę symphonic metalu. Sprawdzają się idealnie na długie spacery w zimne deszczowe dni. A że ludzie dziwnie się patrzą gdy śpiewam na głos na przykład TO? ... :D :D




 OPETH
Zabawna historia z tym Opethem. Długo ich nie trawiłam, aż mój znajomy (ten sam, który pokazał mi Rootwater) nie zaczął mi o nich opowiadać. I przyniósł Damnation do baru. Po raz pierwszy usłyszałam jak wokalista przechodzi od growlu do czystego wokalu bez chrypki czy chociaż zadyszki. Zakochałam się w tej płycie, a gdy wyszło Porcelain Heart odleciałam totalnie. Marzę o ich koncercie, gdyż w odróżnieniu od wielu zespołów Opeth na żywo brzmi równie świetnie.Co więcej, mój obecny luby uświadomił mi, jak nietypowym zespołem Opeth jest, jak nowatorsko gra. Opeth to po prostu cudo :D

COMA
Comę poznałam jeszcze w 2005 roku, gdy ktoś w akademiku uparcie puszczał "Leszka" o różnych, często nieprzyzwoitych porach. Początkowo się wściekałam, ale Rogucki ryczący na korytarzu sprawił, że nie tylko poznałam świetnych ludzi, to jeszcze z ciekawości porwałam płytę do pracy i puszczałam sobie podczas sprzątania klubu. Później wydali drugą płytę, która towarzyszyła mi w kolejnym barowym miejscu pracy. Utwory po "Zaprzepaszczonej..." już mi zbytnio nie podchodzą, ale sentyment jest :D


BETH HART

Wyobraźcie sobie taką sytuację:jest sobota. W klubie pełno ludzi. Barmanka uwija się jak w ukropie, a z głośników leci jakiś metal/rock, tylko przy barze jest ciszej i wąskie grono starych muzyków ogląda koncert nieznanej nikomu babki z Kalifornii. Barmanka nie zwraca uwagi na muzykę, gdyż nie ma na to jak zwykle czasu. Nagle przystaje, kolejka niezadowolonych klientów zaczyna rosnąć, a ona stoi, słucha i patrzy na przegenialną kobietę. 

Tak poznałam Beth Hart, a LA Song nie raz sprawiło, że moje oczy stały się podejrzanie wilgotne. Ta kobieta ma w sobie moc!Jeśli Beth będzie grała kiedyś w Polsce to jestem w stanie sprzedać nawet książki, by tylko usłyszeć ją na żywo - jest jedyną wokalistką, która lepiej brzmi koncertowo niż studyjnie.Ciekawostka - płytę z koncertem nasz bar dostał od Jerzego Styczyńskiego :)

EDGUY
Zabawna historia. Edguya poznałam przypadkiem, zachwycił mnie tym, że przy każdym utworze się uśmiecham.A gdy mój luby puścił mi Land Of The Miracle   to byłam już stracona ^^Idealny poprawiacz humoru - zarówno utwory, jak i teledyski :)




XIII. STOLETI
I znów zespół poznany w pracy. Są inni, są gotyccy i kojarzą mi się z czymś mrocznym. A przy ich piosenkach czuję się... inaczej :)Zespół poznałam dzięki jednemu z klientów baru(który też pokazał mi Sabaton, ale ten po jakimś czasie mi się znudził).Za to dziwność STOLETI do mnie przemawia,  nawet jeśli wizualnie kompletnie się mi nie podobają.


APOCALYPTICA
Nieodłączny towarzysz sesji w Diablo II, a już zwłaszcza Diablo II LOD z modem Walhalla :)Sprawdzają się też jako tło podczas czytania.Być może fani tego zespołu się na mnie wściekną, ale nie znam drugiego takiego, który tak idealnie by się wpasowywał w tło bez rozpraszania uwagi :)



Jest jeszcze wiele zespołów, które lubię bardzo. Jeszcze więcej jest pojedynczych utworów, z którymi mam związane mnóstwo pozytywnych wspomnień. Ale ponieważ jest to Top10, to nieco zawężyłam grono ulubionych :)
Pozdrawiam serdecznie :)