Tytuł: Brisingr
Autor: Christopher Paolini
Wydawnictwo: MAG
Cykl wydawniczy: Dziedzictwo t.3
Data wydania: 21.11.2008
Ilość stron: 624
Moja ocena: 3/6
Kilka lat temu w świecie młodzieżowej literatury fantasy zawrzało. Nieznany nikomu nastolatek napisał oraz wydał książkę, która szturmem zdobyła serca czytelników i doczekała się w miarę udanej ekranizacji. Eragon i jego smoczyca Saphira na stałe wpisali się do kanonu bohaterów fantastycznych zapadających w pamięć i rozpoznawanych nawet wśród ludzi niegustujących w tematyce elfów, smoków, walk z odwiecznym złem. W ciągu trzech lat Christopher Paolini wydał dwie kolejne części przygód młodego Smoczego Jeźdźca i początkowo Brisingr miał być zwieńczeniem trylogii, lecz jak twierdzi sam autor - historia rozrosła się do tego stopnia, że zmuszony był ostatnią część rozbić na dwa tomy. Tym sposobem trzecia część przygód młodocianej nadziei Vardenów stała się, mimo swej objętości, nudnym i patetycznym wprowadzeniem do rozwiązania całej opowieści.
Poprzednie dwa tomy, o ile przymknęło się oko na wtórność świata i jego elementów, niosły w sobie swoistą świeżość. Prosta i przyjemna historia, spisana przez młodego człowieka o nikłym doświadczeniu życiowym, wciąga bez reszty i pozwala na kilka godzin niezobowiązującego relaksu. W Brisingrze można zauważyć, że autor nieco zmienił koncepcję swojej powieści, postanawiając dostarczyć swoim czytelnikom, zamiast rozrywki, sporej dawki prawienia o moralności, odpowiedzialności i ogólnie przyjętym dobrze. Eragonem co chwilę targają wątpliwości, na ile słuszne jest zabijanie, nawet jeśli jest niezbędne, by powstrzymać złego do szpiku kości Galbatorixa. O ile rozterki te były zrozumiałe u początkującego Smoczego Jeźdźca, tak u coraz potężniejszego wojownika zdają się być nie na miejscu i zamiast świadczyć o jego wewnętrznej dojrzałości sprawiają wrażenie nazbyt wydumanych i najzwyczajniej w świecie na siłę wtłoczonych w karty powieści.
Swoją drogą, nie dziwię się temu zabiegowi. Paolini zbyt szybko z prostego chłopaka stworzył nad wyraz potężnego bohatera i by fabuła nie ograniczała się tylko do kolejnych zwycięskich walk, musiał zastosować któryś z powszechnych „zapełniaczy”, z jakimi spotykamy się często w innych, nie tylko fantastycznych powieściach. Cóż więc może zrobić autor, by w swoim mniemaniu wzbogacić pisaną przez siebie książkę?
Może na przykład rozbudować któregoś z bohaterów drugoplanowych, nadać mu większe znaczenie dla całej historii – mamy więc w Brisingrze mocno zarysowany wątek Rorana, kuzyna Eragona, który podobnie do Smoczego Jeźdźca przechodzi wewnętrzną przemianę i z niepozornego chłopca staje się nagle pretendentem do stanowiska jednego z dowódców Vardeńskich wojsk. Co prawda już w Najstarszym Roran zaczął stawać się bohaterem znaczącym, lecz w trzecim tomie jego postać w dość niespodziewany i momentami nierealny sposób okazała się istotna dla powodzenia misji przeciwników Galbatorixa. Mało który wojownik pokonałby w pojedynkę, bez użycia magii, prawie dwustu wrogów samemu nie doznając poważniejszego uszczerbku na zdrowiu, ale pewna nadludzkość jest powszechną cechą bohaterów serii Dziedzictwo.
Wyjątkowo ucieszyło mnie dokładniejsze przedstawienie smoków, ich tajemnic i podejścia do rzeczywistości. Ciekawym zabiegiem okazało się dość udane opisanie sposobu myślenia owych stworzeń – autor zrobił to bardzo plastycznie i momentami można było się naprawdę wczuć w smocze postrzeganie i określanie świata. Na światło dzienne wyszło kilka może nie zaskakujących, ale zgrabnie i w odpowiednim momencie ujawnionych sekretów najstarszej rasy świata. Szkoda tylko, że Paolini nie wpadł na ten pomysł podczas pisania wcześniejszych tomów, jednak w myśl zasady „lepiej później niż wcale” przymknęłam oko i na tę niedogodność.
Jednak opisy walk, przemyślenia głównych bohaterów i zmiana diety Eragona nie wystarczą, by zapełnić ponad 600 stron powieści, dlatego też Brisingr zawiera w sobie dużo polityki. Zarówno wśród Vardenów, jak i krasnoludów toczą się wewnętrzne spory, w których rozwiązaniu niejednokrotnie niezbędny jest (jakżeby mogło być inaczej…) niezastąpiony Smoczy Jeździec. Już sama jego obecność zdaje się mieć wpływ na decyzje podejmowane przez przedstawicieli różnych ras, choć ponownie nie mogłam pozbyć się wrażenia, że wszystkie te sytuacje są rozbudowane na siłę. Zdaję sobie sprawę, że wątków politycznych nie da się całkowicie uniknąć, lecz naiwność zachowań przywódców bywała czasem aż nazbyt rażąca, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę niezaprzeczalną wagę ich decyzji.
I tutaj właśnie tkwi największy mankament trzeciego tomu przygód Eragona – jak już wspomniałam, autor porzucił lekki i przystępny styl, kosztem coraz dłuższych nużących opisów i do bólu patetycznego języka. Kompletnie nie współgra to ani z poziomem wypowiedzi konkretnych postaci, ani z prostą i przewidywalną treścią książki. Co więcej, mając na uwadze ciągle młody wiek Paoliniego, nie sposób powstrzymać się od ironicznego prychnięcia przy każdej kolejnej „wielce dojrzałej mądrości”, jaką autor usiłuje wtłoczyć czytelnikowi w co drugim akapicie. Książkę z powodzeniem można by skrócić o połowę, nie ujmując niczego fabule, za to dodając jej nieco więcej tempa i realności.
Jako samodzielna powieść Brisingr nie zachwyca niemal niczym, jest idealnym przykładem przerostu formy nad treścią i pisania dla uzyskania większej objętości. Komercja pochwyciła Paoliniego w swoje szpony, odbierając tym samym czytelnikowi to, co jest najważniejsze w czytaniu - przyjemność z zagłębiania się w niebanalnych historiach. Mam nadzieję, że zakończenie Dziedzictwa okaże się choć odrobinę mniej przegadane, gdyż mimo wszystko historia Eragona i jego pięknej smoczycy potrafi wciągnąć, a Brisingra traktuję po prostu jako wstęp do zakończenia, który wymknął się autorowi spod kontroli. Jeśli jednak polubiliście świat wykreowany przez Paoliniego, to z pewnością podobnie do mnie przymkniecie oko na liczne dłużyzny i przeczytacie Brisingra choćby po to, by z czystym sumieniem sięgnąć po kolejny tom.
Moja ocena: 3/6
Recenzja napisana dla portalu:
Kilka lat temu przebrnęłam z trudem przez pierwsze dwa tomy i podziękowałam Paoliniemu, nie dla mnie to. Ekranizacji też nijak nie potrafię uznać za udaną - raczej nazwałabym ją zbliżoną poziomem do swego pierwowzoru, co w przypadku obu jest w moich oczach poziomem miernym. A fenomenu tego cyklu, przez wielu okrzykniętego mianem 'drugiego Władcy Pierścieni' czy jakoś tak, nie rozumiem równie mocno, jak fenomenu Zmierzchu...
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam ten cykl, więc nie spojrzę na niego z czystej perspektywy :-P Jednakże muszę przyznać Ci rację. "Eragon" był całkowicie inną bajką...
OdpowiedzUsuń@Oceansoul: Bo i cała seria to po prostu dzieło dla dzieciaków. Mnie jednak wciągnęło, chociażby dlatego, że pozwoliło na konfrontację z Tolkienem.
OdpowiedzUsuńI wiesz, dobrze że poprzestałaś na drugim tomie, bo znając Twoje gusta Brisingra wyrzuciłabyś (metaforycznie) przez okno.
A "drugi władca pierścieni" to totalne przegięcie:P
@Blair: Eragon mógł się jeszcze bronić tym, że był to debiut dzieciaka. A w Brisingrze dzieciak na siłę próbuje zrobić z siebie dorosłego, i to chyba najbardziej mnie raziło...
Nawet jako nastolatka niezbyt krytyczna wobec książek i wszelakiej fantastyki, czytałam Eragona i Najstarszego ze sporym trudem - nie uważałam tego za lekki i miły styl. Potem poznałam Sapka oraz różnych autorów zagranicznych, po czym dostałam Brisingr w prezencie. Po pierwszych 3 stronach odpuściłam i sprzedałam całą trylogię. Język aż kole w oczy, zdania krzyczą "napisał mnie człowiek który niewiele wie o pisaniu i literaturze!", i uważam,że wiele młodych niedocenionych autorów marnuje się w czeluściach Internetu na rzecz takiego wypromowanego, ale przeciętnego Paoliniego..
OdpowiedzUsuńZ ust mi moja droga wyjęłaś prwaie wszystko, co tu napisałaś.:) Przy setkach zabitych przez Rorana wrogów dosłownie turlałam się ze szczerego śmiechu (i nie wiem, czy bardziej rozśmieszyła mnie ta od czapy wzięta supermoc wioskowego chłopaczka (który wszak musiał mieć niesamowity talent, skoro doszedł do niej bez lat żmudnego treningu), czy też może fakt, że któryś z towarzyszy postanowił schować swój instynkt samozachowawczy do kieszeni i z narażeniem życia liczyć trupy - bo samemu walcząc czy broniąc się raczej niedałby rady). Przy "mundrościach" Eragona (które byłyby bardziej na miejscu w pierwszym tomie...) prychałam ze zniecierpliwieniem. Ale intrygi polityczne to po prostu hit! Wystarczy pochwalić kogo trzeba i wojna zażegnana, wszyscy zainteresowani zachowują się jak dzieci w przedszkolu (na zasadzie: "Plosiem pani, Jasio zablał mi klocki! Niech odda!" "Ależ Marcinku, przecież jesteś od niego mądrzejszy i chyba nie będziesz urządzał scen?") a samEragon robi za coś w rodzaju totemu przechodniego... Lubię kiepską literaturę.:>
OdpowiedzUsuńJedyne, co mi się autentycznie podobało, to proces wykuwania miecza.
A nie zgadzam się tylko z tym, co piszesz o poprzednich tomach. Dla mnie chała kompletna.;)
Mam Eragona parę lat na półce, ale jakoś nie potrafię się do niej zabrać...może kiedyś:)
OdpowiedzUsuńnie przebrnęłam przez Eragona, mimo prób usilnych, i nie zamierzam czytać kolejnych dwóch tomów.
OdpowiedzUsuńNapisałaś wszystko to co mogę o tej książce powiedzieć, a co do Rorana to szkoda gadać...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Przemyślana i interesująca recenzja, brawo:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
@Visenna: Zaczynając czytać "Najstarszego" też brnęłam powoli strona za stroną, aż nagle zrobiła się piąta rano i przewróciłam ostatnią stronę :D
OdpowiedzUsuńNiestety, wybić się jest ciężko, choć wydaje mi się,że teraz i tak jest coraz łatwiej, chociażby żeby wydać E-booka
@Moreni: A ja właśnie kibicowałam Paoliniemu, bo mimo niedociągnięć poprzednie tomy miały w sobie to "coś". W Brisingrze tego czegoś totalnie zabrakło..
I przyznaję, wykuwanie miecza wyjątkowo się Paoliniemu udało ^^
@Nadziejowa: Nic na siłę, zostaw go sobie na moment,w którym totalnie nie będziesz miała co czytać ^^
@Oaza: Skoro jest tyle naprawdę dobrych książek, to rzeczywiście nie ma się co zmuszać do lektury czegoś, co nie zachwyca...
@Blueberry: Roran- supermen z słomą wystającą z butów :P
@Isadora: Dziękuję. Wyjątkowo jestem z niej zadowolona :D
Jeszcze tej serii nie czytałam. Z jednej strony mnie ciągnie (w końcu jakaś fama za tym idzie i warto sprawdzić dlaczego), ale w tym roku chcę ograniczyć młodzieżówki (poza kontynuowaniem zaczętych i byciem wiernym lubianym autorom). Nie spodziewam się cudów, ale Twoją recenzję świetnie się czyta. :)
OdpowiedzUsuńEkranizacji żadną miarą nie uznałbym za udaną. Kolejna porażka jakich wiele w tej dziedzinie i tyle.
OdpowiedzUsuńA cykl to jak już wspomniałem u siebie zżynanie schematów i pomysłów z innych autorów, nawet sam "kręgosłup" fabuły jest zapożyczony. Jednak wszystko to jest powiązane we w dość sensowną całość i nie razi w oczy na tyle by stać się przeszkodą nie do przebycia. Cykl czytałem już ładnych parę lat temu więc może zmienił mi się gust, ale ogólnie rzecz biorąc wtedy odebrałem go całkiem pozytywnie. Sięgnąłem zaś po niego właśnie z powodu bluźnierstw w postaci "drugiego Tolkiena", ciekawość przeważyła :)
Cześć. Zgadzam się z Tą oceną. I jestem dodatkowo po lekturze I Tomu Dziedzictwa... Brisingr pomimo swoich różnych błędów, potknięć i marudzenia, jest o niebo lepszy od Dziedzictwa. Pozdrawiam Sil.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz :)
@Agna: Bo i cudów u Paoliniego nie uświadczysz (zwłaszcza jeśli chodzi o warsztat autora), ale spróbować zawsze można - książki czyta się szybko...
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Jak już napisałam w komentarzu wcześniej - wyjątkowo z recenzji jestem zadowolona :)
@Harashiken: A oglądałeś może film oparty na D&D? to dopiero porażka :P
I to się nazywa chwyt marketingowy :D
@Alice: Właśnie czytam pierwszy tom Dziedzictwa i choć jeszcze go nie skończyłam, to już nie pamiętam o co w nim chodzi...
Również pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa :D
Sil wiesz wydaje mi się, że tak był bardzo średni i powalił kilkoma głupimi scenami, ale jak teraz patrzę na screeny z "Lochy i smoki" (bo chyba o tym mówimy i był tylko jeden ;)) to zupełnie go nie kojarzę ^^
OdpowiedzUsuń@Harashiken: Tak, to właśnie ten film! Pamiętam że napalałam się na niego strasznie, a podczas oglądania kilkakrotnie ze złości nad dennością tej produkcji o mało nie rozwaliłam telewizora:P
OdpowiedzUsuńDwa pierwsze tomu czytałem, gdzies w 2006 czy 2007, i wówczas jeszcze dało się to czytać. Jednak przez 3 tom, brnałem prez 4 miesiące, ale skończyłem... z ulgą że już za mną. Fantasy, poza LOTRem i HP wogóle mnie nie pociaga, nie wiem czy kiedykolwiek rusze sagę "Pieśni Lodu i Ognia".
OdpowiedzUsuń@Trojka: Przyznam szczerze, że chwilami fantasy mnie męczy, ale raczej nigdy nie porzucę tego gatunku, choć docelowo chcę lepiej poznać SF.
OdpowiedzUsuńA LOTR to klasyka, i znam niewielu czytelników, którzy nie lubią Tolkiena :)