Tytuł: Piter
Autor: Szymun Wroczek
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 600
Moja ocena: 5/6
Kilka lat temu świat usłyszał o Metrze 2033 i niemal natychmiast dzieło Glukhowsky’ego zapisane zostało do kanonu literatury postapokaliptycznej. Wielu z was czytało Metro albo przynajmniej o nim słyszało. Na fali popularności przygód młodego Artema powstał projekt „Uniwersum Metro 2033”, w którym Dymitr Glukhowky przekazał schedę innym pisarzom osadzającym akcję swoich dzieł w podobnych do Metra realiach. Pierwszą książką wydaną w ramach „Uniwersum” jest Piter napisany przez Szymuna Wroczka. Zagościł on na księgarnianych półkach 9 listopada 2011 roku nakładem wydawnictwa Insignis.
W książce Wroczka występuje dwóch głównych bohaterów: pierwszym jest tytułowy Piter, czyli zniszczone wojną atomową ruiny Sankt Petersburga oraz tunele i stacje petersburskiego metra. To właśnie w metrze dzieje się lwia część książki, a świat na powierzchni jest raczej dodatkową lokacją, ukazującą czytelnikowi ogrom zniszczenia. Jednak nie tylko fakt umiejscowienia akcji w podziemiach czyni z Pitera ważnego bohatera. Tunele rządzą się swoimi prawami, niejednokrotnie odbiorcy może wydawać się, że są one czymś więcej niż tylko przymusową siedzibą ocalałej garstki ludzkości. Przez niedługi okres, jaki upłynął od atomowego ataku na Petersburg zdążyły one obrosnąć legendą, a ludzie w nich żyjących stworzyli nowe bóstwo – Pana Tuneli, do którego wznoszą modły poprzez zawieszanie kolorowych tasiemek na pobudzającej wyobraźnię plątaninie rur. Nawet budowniczowie metra urośli do rangi herosów, podobnie jak pierwsi diggerzy, czyli przedstawiciele elitarnej frakcji, niezbędnej dla funkcjonowania populacji podziemnego miasta. Dowódcą jednego z oddziałów diggerów jest nasz główny „ludzki” bohater, urodzony jeszcze przed wojną, Iwan Mierkułow.
Iwana poznajemy podczas samotnego rekonesansu po opuszczonej Primorskiej – najbardziej peryferyjnej stacji petersburskiego metra. Po powrocie do Wasilieostrowskiej (jego stacji macierzystej, nazywanej przez mieszkańców Waśką) i krótkiej drzemce Wan powinien przygotowywać się do swojego ślubu, jednak pewne wydarzenie niszczy pozorny spokój jego podziemnego domu: ktoś kradnie generator będący sercem stacji. Bez agregatu prądotwórczego mieszkańcy Waśki skazani będą na powolną śmierć: prąd oznacza światło, światło jest niezbędne do uprawy roślin, a z kolei rośliny są nieodłącznym i niezmiernie ważnym elementem ludzkiej diety. Wszystko wskazuje na to, że dieslowski generator został ukradziony przez Chodników – mieszkańców jednej z niezbyt odległych stacji. Iwan wraz ze swoimi towarzyszami diggerami wyrusza na poszukiwanie zguby. Misja ta stanie się początkiem wielkiej przygody, pełnej intryg, poszukiwania własnych korzeni, a także chwil, w których Iwan będzie musiał poważnie zastanowić się nad tym, kto tak naprawdę jest warty zaufania oraz nad tym, na ile znany mu świat jest takim, jakim się wydaje. Podczas akcji ratowniczej Wania spotka wielu interesujących i różnorodnych ludzi, zmierzy się z mniej lub bardziej humanoidalnymi wrogami oraz dowie się, jak wiele znaczeń ma pojęcie „człowieczeństwo”.
Ktoś mógłby pomyśleć, że 600 stron to nieco za dużo na opisanie perypetii młodego łowcy przygód, zwłaszcza gdy wydarzenia te mają przeważnie miejsce w zamkniętych i klaustrofobicznych tunelach metra (i to metra niepomiernie mniejszego niż moskiewskie…). Jeśli tak myślicie, to wiedzcie, że jesteście w błędzie! W książce Wroczka ani czytelnik, ani bohaterowie nie mają chwili wytchnienia. W każdym rozdziale dzieje się wiele, niejednokrotnie mamy do czynienia z całkowicie zaskakującymi zwrotami akcji, zmuszającymi nas do uważnego śledzenia tekstu. Wroczek umiejętnie wplata w akcję opisy codziennego życia mieszkańców poszczególnych stacji, tłumaczy dlaczego poszczególne osady charakteryzują się konkretnymi specjalizacjami, a także bardzo zgrabnie kreśli kolejnych towarzyszy Iwana.
Każdy z bohaterów drugoplanowych przedstawia odmienny typ osobowości i choć autor Pitera nie wystrzegł się pewnej schematyczności (jak chociażby: charyzmatyczny generał wyznający zasadę „cel uświęca środki”, uczony znający tajemnice i legendy metra czy też ambitny, ale nieco gapowaty młody digger), to ta swoista naiwność nie jest czymś specjalnie rażącym. Można nawet ze spokojem stwierdzić, że prosta i przejrzysta budowa postaci jest celowa i tylko pozornie spłyca całą książkę, gdyż zabieg ten ma na celu przede wszystkim ukazanie podstawowych wartości, jakie powinny łączyć ludzi skazanych na walkę z wrogim, postapokaliptycznym światem. Doskonałą przeciwwagą dla nieskomplikowanych postaci są dość częste opisy Iwanowych snów i wspomnień. Dodaje to całej historii elementu nierealności i sprawia, że są momenty, w których wątpimy w prawdziwość przedstawianych nam wydarzeń. Tak samo jak akcja czasami bywa prosta i szybka, a chwilami skłaniająca do refleksji, tak postać głównego bohatera ma w sobie coś dwoistego. Z jednej strony jest on zwykłym zabijaką, z gatunku tych, co najpierw wymierzają ciosy a dopiero późnej przejmują się konsekwencjami swoich poczynań, a z drugiej strony jest obdarzony niesamowitą intuicją, poszukuje swojego miejsca w radioaktywnym i wrogim ludziom świecie i marzy o prawdziwym, spokojnym domu. Iwan jest typowym przedstawicielem twardego i elastycznego człowieka, dla którego przeciwności losu są przede wszystkim motywacją do dalszego działania.
W dziele Szymuna Wroczka raziła mnie tylko jedna sprawa: fabuła jest całkowicie zdominowana przez mężczyzn. Kobiety pojawiają się gdzieś w tle: rodzą i wychowują dzieci, zajmują się hodowlą zwierząt i uprawą roślin, czasem zawrócą w głowie Iwanowi lub któremuś z jego kompanów. Nawet Tani, wybrance głównego bohatera, poświęcone zostało niewiele uwagi – autor tylko raz przedstawia nam jej spojrzenie na sytuację stacji, metra i miasta oraz na to, gdzie w tym wszystkim jest miejsce na kobiety i uczucia.
W trakcie lektury często spotkamy się z opisami kwestii technologicznych, które dla szarego czytelnika stawiającego pierwsze kroki w tym podgatunku mogą się wydać zbędne lub zbyt rozbudowane, ale motywy te są przecież charakterystyczne dla Post-Apo. W końcu po to czytamy książki o ludziach, którzy przeżyli zagładę znanego nam świata, by dowiedzieć się, w jaki sposób udało się im przetrwać i zastanowić się nad tym, czy i jak sami poradzilibyśmy sobie w tak ekstremalnej sytuacji.
Na kilka słów zasługuje samo wydanie Pitera. Okładka, utrzymana w mrocznej konwencji doskonale pasuje do treści. Niestety po macoszemu potraktowano mapkę metra: po pierwsze znajduje się ona na okładce, przez co jest ona dość malutka, a po drugie nie postarano się o to, by do istniejącej mapki dołączyć jakąkolwiek legendę. I choć sam plan petersburskiego metra jest nieskomplikowany, to w żaden sposób nie byłam w stanie domyślić się znaczenia poszczególnych ideogramów. Pomijając tą drobną niedogodność, książka prezentuje się świetnie na półce, a czytanie jej jest czystą przyjemnością.
Piter jest godnym przedstawicielem literatury postapokaliptycznej. Co więcej – ze spokojem można go przeczytać nie znając całego „Uniwersum…”, gdyż z tego co mi wiadomo, na poziomie fabuły nie sposób dopatrzeć się powiązań z dziełem Głukhowsky’ego poza tym najbardziej oczywistym. Być może czytelnik nastawiony na bardziej uduchowione dzieła nie będzie potrafił wczuć się w klimat powieści, za to każdy, kto lubuje się w wartkiej akcji i mrocznych klimatach, znajdzie w tej książce coś dla siebie. Dla mnie wędrówka po petersburskim metrze była niezapomnianą przygodą utwierdzającą mnie w przekonaniu, że Rosjanie tworzą kawał dobrej fantastyki.
Recenzja napisana dla portalu:
Chciałabym przeczytać. Brzmi interesująco.
OdpowiedzUsuńpowiem Ci, że strasznie wprawną rękę masz do recenzji, na tyle, iż mnie jako sceptyka fantastyki zaciekawiasz, cobym była w stanie za niektóre pozycje sięgnąć. swoją drogą - świetny wygląd strony! pozdrowienia i uściski dla Lusi :)
OdpowiedzUsuńMam złe podejście do takich klaustrofobicznie osadzonych historii, bardzo szybko "duszę się" gęstą atmosferą ciągłej ciasnoty i małej progresji odnośnie miejsca wydarzeń. Jakoś mnie to odstrasza ;)
OdpowiedzUsuńJa z kolei odsyłam do swojej recenzji: :>
OdpowiedzUsuńhttp://zaginionyalmanach.blogspot.com/2011/12/piter-szymun-wroczek.html
Swoją drogą, tylko kobieta mogła w recenzji zauważyć, że autor w ogóle się na kobietach nie skoncentrował...
Sama bym po nią nie sięgnęła,ale po takiej recenzji.. Jak najbardziej;)
OdpowiedzUsuńNie czytam normalnie takich książek, ale w tym wypadku chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuń@Edyta: Osobiście polecam - rozłożone na dwa/trzy wieczory potrafi wciągnąć :)
OdpowiedzUsuń@Ola: To jest tak, że gdy mi coś zapewni pozytywne emocje to chcę się tym dzielić :) A fantastyka to świetna odskocznia od naszej wkurzającej rzeczywistości :)
@Visenna: To potrafi odstraszyć, ale w Piterze da się ta przeżyć :)
@Fenrir: Nie należę do czytelniczek szukających na siłę kobiecych bohaterów, ale u Wroczka element "babski" został kompletnie pominięty. Jakoś nie potrafię uwierzyć w to, że na całe Petersburskie metro nie znalazła się ani jedna pani diggerowskich zapędach :)
@Miravelle, Demismo: warto się skusić - chociażby po to, by przeżyć przygodówkę osadzoną gdzieś tam w przyszłości :)
Mnie jakoś Metro 2033 nie urzekło, mam właśnie od przynadziei "Do światła" z tego uniwersum. Zobaczymy co z tego wyniknie :)
OdpowiedzUsuńMetra nie doczytałam,za to "Piter" nie był taki zły :D
Usuń"Do światła" mnie ciekawi, ale cóż, nie miałam szczęścia :p
genialny autor, przeczytałam wszystkie części. Naprawdę, warto mieć te książki na swojej prywatnej półce.
OdpowiedzUsuń