CANAAN - mądra i przezorna. Ma wiedzę i talent. Posiada ma magiczny kamień, który pozwala jej widzieć przyszłość. Ale nie pasuje jej rola zwykłej wróżki – nie ma zamiaru poddawać się wszystkim wyrokom przeznaczenia. Toczy swoją małą, prywatną wojnę z demonami losu.
***KAYHA - córka czarownicy. Niech nikogo nie zmyli fakt, że jest jeszcze dzieckiem. Kayha urodziła się z mocą i wiedzą swojej matki, mistrzyni spod znaku Smoka.***NOELIA jest pierwszą cenzorką wojowniczego klanu czarownic Barreine Itt. Ma zarówno odwagę jak i wiedzę, by w należyty sposób zadbać o przyszłość lenna Alloi i szkolących się w Alloi młodych wiedźm. Jeżeli trzeba, potrafi się nawet pojąć trudnej roli szpiega.***DESPIN jest gwałtowna i niebezpieczna. Rozprawić się w pojedynkę z kilkoma żołnierzami? Nie ma sprawy! Zrobi to szybko i bez hałasu, nie wyciągając nawet swojego miecza.***A teraz ESME. Ta ma na dnie duszy iskierkę mocy – talent, który musi w sobie odkryć, żeby móc się zmierzyć ze złem i niesprawiedliwością. Kiedy to się stanie, nie będzie przeszkód, które mogłyby ją zatrzymać. (źródło opisu - okładka książki)
Oto w skrócie bohaterki Mistrzyni Burz - pierwszej powieści Waldemara Płudowskiego, którego nazwisko być może kojarzą wierni czytelnicy Miesięcznika Fantastyka. Tam właśnie, w roku 1988, ukazało się jego debiutanckie opowiadanie Ballada o rycerzu i dwóch pegazach. Dopiero po dwudziestu latach Płudowski ponownie pojawił się na księgarnianych półkach z powieścią, którą miałam przyjemność przeczytać.
...
Niecałą godzinę temu odłożyłam książkę na półkę i staram się myśleć nad recenzją, lecz zamiast się na tym skupić moje myśli uciekają w stronę przeznaczenia. To ono bowiem jest tak naprawdę najważniejsze w Mistrzyni Burz, ono określa wszelkie teraźniejsze i przyszłe działania wszystkich postaci, jakie w tej książce spotkamy. Głównych bohaterów jest dwoje: Esme, przyszła czarownica Barreine Itt i Michał - rycerz, którego podobno same gwiazdy wybrały do wielkich czynów. Przez większą część książki śledzimy losy tych dwojga, oni jednakże spotykają się dopiero pod sam koniec opowieści.
Przygody Esme to przede wszystkim szkolenia i zadania, jakim musi sprostać, by zostać pełnoprawną czarownicą. Na drodze do otrzymania srebrnej bransolety spotyka zarówno przeszkody jak i nieoczekiwanych sprzymierzeńców. Wiadomym jest, że Esme posiada moc, lecz jej charakter i źródło poznamy dopiero po wielu próbach sprawdzających nie tylko potencjał magiczny młodej dziewczyny , ale również jej wiedzę na temat ludzkiej natury.
Michała spotykamy tuż przed turniejem, w którym według przepowiedni powinien wygrać. Spełnienie proroctwa okazuje się jednak dopiero początkiem drogi, jaką wyznaczyło mu przeznaczenie. Michałowi towarzyszy Sone - tajemnicza towarzyszka, która przez niemal całą książkę pozostaje dla nas wielką niewiadomą. Sone bowiem jest niewidzialna dla większości ludzi, a z Michałem łączy ja więź, której specyfiki możemy się jedynie domyślać.
Zarówno czarownice jak i nasz błędny rycerz toczą wojnę z Gildią Ebola - tajemniczymi przybyszami z innego wymiaru, którzy wprowadzają na rynek przedmioty mogące zachwiać całym światem. Sytuację pogarsza fakt, że nie wszyscy krzywo patrzą na poczynania Gildii, wręcz pomagają jej w walce z ustalonym porządkiem rzeczy.
Mistrzyni Burz jest świetnym przykładem na to, że można napisać przyjemną i dobrą na jesienne wieczory książkę, która spodoba się przedstawicielom obu płci. Mamy tutaj i opisy walk rycerskich, i wielką bitwę, magię, piękne i silne kobiety... Czegóż więcej moglibyśmy chcieć??? Niestety, moglibyśmy ...
Świat przedstawiony przez Płudowskiego wydaje mi się miejscami nie do końca dopracowany - przydałoby się trochę więcej uwagi poświęcić samej magii, której na mój gust było zbyt mało jak na książkę o czarownicach. Zbyt mało także mieliśmy informacji o Michale, a już zwłaszcza o tym kim on tak naprawdę jest i kim jest nieopuszczająca go na krok Sone.
I jeszcze jedna mała rzecz trochę przeszkadzała mi w wczuciu się w lekturę. Czasem, niektóre postacie miały dziwną manierę wypowiedzi. Zapewne był to zabieg celowy, lecz według mnie niezbyt się sprawdził, bo po prostu nie widziałam w tym większego sensu.
Mimo to, przy Mistrzyni Burz spędziłam trzy przyjemne późne wieczory (były by tylko dwa, ale zapatrzyłam się na Efekt Motyla...) i z chęcią bardziej zagłębiłabym się w świat Esme i Michała. Ciekawi mnie też motyw innych wymiarów i samych Gildian. Niestety, nie wiadomo chwilowo nic na temat kontynuacji Mistrzyni, ale będę się bacznie rozglądać, gdyż czasem dobrze jest przeczytać książkę, dzięki której bez zobowiązań i zbędnego wysilania szarych komórek można wyruszyć na spotkanie przeznaczeniu.
Moja ocena: 4/6
Książkę otrzymałam od samego autora, za co serdecznie dziękuję :)
Ps. A to dedykacja od pana Waldemara, która mile mnie zaskoczyła i jest pierwszą (mam nadzieję) w kolekcji ;p
Ps2.
Właśnie zauważyłam, że straaaasznie długo nie było tutaj żadnej recenzji :) Co nie oznacza, że takowe nie powstały - po prostu chwilowo są "niedostępne" :) Mam jednak nadzieję, że niedługo wrzucę tutaj mój tekst o "Hyperionie", bo już mi się śni po nocach :D
Okładka świetna a recenzja ciekawa!! Z chęcią bym poznała tę książkę bliżej. Dopisałam do listy, choć pewnie spieszyć się nie będę:).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
No proszę, nareszcie kolejna recenzja! Już myślałam, że nie doczekam, tak fajnie się ciebie czyta:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nie słyszałam wcześniej ani o książce, ani o autorze, muszę przyznać. Brzmi całkiem interesująco, więc jeśli kiedyś wpadnie mi w ręce, to chętnie przeczytam, ale polować nie będę, za dużo priorytetowych w tej chwili. :)
OdpowiedzUsuńNo i gratuluję dedykacji, sympatyczny gest ze strony autora. Sama mam jedną w swojej kolekcji i sprawia mi dużo radości. ^^
Obecnie czekam na tą książkę:) Ma przyjść do mnie w przyszłym tygodniu. Myślę, że ta książka to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
@Kasandra_85 dziękuje :)
OdpowiedzUsuńOkładka w rzeczywistości wygląda nawet lepiej gdyż kolory są bardziej nasycone. "Mistrzynię" miałam na liście "do przeczytania" już daawno i szczerze mówiąc nawet nie pamiętałam o niej. Ale gdy pojawiła się okazja przeczytania - nie wahałam się ani chwili :)
@Isadora Cieszę się z tego, że podoba Ci się moje pisanie :)
A przerwa długa bo dużo na głowie ostatnio miałam, ale teraz już ogarniam moje chwilowe samotne macierzyństwo.
@Oceansoul "Mistrzynię" polecam jako oddech od psychodelicznego Dicka czy tym podobnych lektur :)
Dedykacja - mała rzecz, a cieszy :)
@Stayrude Na pewno nie będziesz się nudzić, ewentualnie podobnie do mnie będziesz czuć lekki niedosyt :)
Pozdrawiam :)
Dopisuję do listy i gdy tylko przeczytam zaległe pozycje, sięgnę po "Mistrzyni Burz". Szczerze mówiąc, to już początek mnie zainteresował. Lubie takie klimaty. :)
OdpowiedzUsuń@Julia Czarownice to bardzo wdzięczny temat :)
OdpowiedzUsuńA już się z lekka napaliłam...;) A ti jednak nie ma "wow" do końca. :)
OdpowiedzUsuń@Ewa "Wow" do końca nie ma, ale lektura zalicza się do tych przyjemnych :)
OdpowiedzUsuńNie mam zaufania do polskich pisarzy, w dodatku w ogóle mi nie znanych, ale brzmi ciekawie, więc dopisuję do wstępnej listy. ;)
OdpowiedzUsuńA ta Gildia to przepraszam, ma coś wspólnego z gorączką krwotoczną Ebola? Bo mi się tak uporczywie kojaży.;)
OdpowiedzUsuńSamą okładkę pamiętam dość wyraźnie, bo jakiś czas temu bardzo intensywnie atakowała mnie w internecie wyskakująca znienacka reklama książka. Może stąd uprzedzenia, bo mimo Twojej recenzji nie mogę się wyzbyć sceptycyzmu. Raczej się nie skuszę, chyba że przy okazji.
@Aleksandra Jeszcze kilka lat temu nie czytywałam praktycznie w ogóle polskich autorów, ale z czasem przekonałam się, że zdarza się dobre rodzime fantasy.
OdpowiedzUsuń"Mistrzyni Burz" jest lekka i przyjemna,a czasem człowiek potrzebuje czegoś takiego :)
@Moreni Takie skojarzenie i ja miałam :) Trochę niefortunna nazwa :p
No tak, jak ktoś usiłuje nas na siłę do czegoś przekonać to automatycznie człowiek się przed tym broni...
Jak przyjemne i polskie to czemu nie? Nie można czytać samych idealnych książek inaczej nawet kunszt Simmonsa nie będzie aż tak wyrazisty.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się okładka, naprawdę.
Fajne masz kontakty, skoro sam autor Cię tak obdarowywuje. I czekam na recenzję "Hyperiona". :)
@Agna Własnie - trzeba mieć porównanie :)
OdpowiedzUsuńAutor odezwał się do mnie na lubimyczytac :)
A co do "Hyperiona" - sama już się nie mogę doczekać, czekam na informację z unrealfantasy :(
No proszę, jak z dedykacją to z założenia - ocena w górę ;D
OdpowiedzUsuńŻartuję oczywiście.
To może być początek fajnej kolekcji :)
@Lamasquerade sugerujesz że nie jestem obiektywna?? :P
OdpowiedzUsuńZnając życie więcej dedykacji nie będzie, ale i tak - jedna to lepiej niż żadna ;P
Czytałam i zachwyciła mnie ta książka, z autorem miałam sympatyczny kontakt mailowy.
OdpowiedzUsuńpolecam wszystkim! pozdrawiam